Aspernamentum
„Primal
Judgement Manifesto” E.P.
Soulseller Records 2024
Aspernamentum
to nowy, jednoosobowy twór ze Szwecji, który siedemnastego maja obwieścił wszem
i wobec swoje istnienie wyżej wymienioną epką. Zawiera ona cztery utwory, które
łącznie dają 25 minut muzyki więc pomimo małej ilości numerów i tak jest się w
czym pławić. I właśnie w tym delektowaniu się „Primal Judgement Manifesto” leży
pies pogrzebany, bowiem odpowiedzialny za popełnienie tego dzieła D. Johansson,
przy komponowaniu swego black metalu wykazał się niemałym sprytem. Jego
przebiegłość zaowocowała powstaniem przyzwoitej rogacizny, której wydźwięk
został przez jej twórcę idealnie wypośrodkowany. Słuchając tego wydawnictwa
można odnieść wrażenie, że jest ono pod każdym względem wyważone do bólu. Czysto
wyprodukowane, gdzie każda sekcja jest wyraźnie słyszalna. Surowe i zimne
brzmienie, które wypolerowano tak, aby chropowatością nie raniło uszu. Odpowiednie
strojenie gitar, dyskretny bas oraz perfekcyjnie napięte naciągi. Wysokość
wokali w punkt. Wszystko to składa się na black metal, który stoi na granicy
między miłym mainstreamem, a odstręczającym podziemiem. Z jednej stron za
pośrednictwem tej epki dostajemy dość szybką i lodowatą muzykę, zaś z drugiej
ciepłą i akceptowalną bez żadnych problemów gędźbę. Ogólnie rzecz biorąc nie ma
specjalnie tutaj do czego się przyczepić, poza tym malutkim niuansem, który
powoduje, że gdzieś tam z tyłu głowy zapala się lampka ostrzegawcza. Ten
szczegół, polegający na tym, że materiał ten jest bez skazy, wywołuje u mnie
spory dysonans poznawczy. Aspernamentum wykorzystując wszystkie dostępne
środki, stanowiące o black metalu, skonstruował rutynowo brzmiący krążek,
którego dobrze się słucha i tyle. W tych wartkich i ostrych kawałkach o
zróżnicowanym oraz nienarzucającym się zbytnio swą chwytliwością kostkowaniu,
nie mogę odnaleźć tego szczególnego pierwiastka, będącego istotą tego gatunku. Ten
w gruncie rzeczy prosty i fantastycznie tnący black metal jawi się trochę jako
wilk w owczej skórze, ponieważ jego wręcz cyfrowa produkcja nie zawiera
właściwych dla tego typu muzykowania emocji. Umiejętnie odegrany, o w sumie
ciekawych aranżacjach, ale zbyt studyjny i co za tym idzie bezbarwny oraz nie
wywołujący żadnych uczuć black metal. Czy wystarczy D. Johanssonowi odwagi, aby
na następnej płycie zrobić krok w odpowiednim kierunku i wpuścić do swojej
twórczości autentycznego chłodu? Pozostaje tylko czekać.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz