niedziela, 9 czerwca 2024

Recenzja Holycide „Towards Idiocracy”

 

Holycide

„Towards Idiocracy”

Xtreem Music 2024

Nazwę Holycide słyszałem przynajmniej kilka razy w swoim życiu, choć kompletnie nie jestem sobie w tym momencie przypomnieć, czy w pozytywnym, czy negatywnym tonie. Skoro jednak najnowszy album hiszpańskiej załogi trafił pod mój adres, to postanowiłem sprawdzić czy to dobre jest w ogóle. Tym bardziej, że akurat miałem zajebistą ochotę na coś thrashowego. A taką właśnie muzyką zajmują się panowie z Madrytu. No to jedziemy… „Towards Idiocracy”, trzeci album zespołu, to circa czterdzieści minut grania w tonie staroszkolnym. Jest dość szybko, skocznie i z podrywającym z krzesła riffem, którego to na płycie naprawdę nie brakuje. Od początku nagrania te bardzo mocno skojarzyły mi się z twórczością Exodus, ale tym z etapu po pierwszym powrocie Souzy, czyli „Tempo of the Damned”, te okolice. Generalnie zaletą tych dziesięciu kompozycji jest bezustanne atakowanie nośnymi harmoniami, sensownie przeplatanymi agresywnymi solówkami. Słychać przy tym, że instrumenty panowie znają a muzyka wypływa prosto z ich serc. A to, że słuchając „Towards Idiocracy” można mieć skojarzenia z tymi, czy innymi klasykami jest chyba sprawą nieuniknioną, biorąc pod uwagę leciwość gatunku. Holycide dokładają do pieca sprawdzone paliwo napędowe, utrzymując swoje utwory na odpowiednio wysokim poziomie zadziorności, która to, w stanie po delikatnej degustacji, na pewno sprawi, że zechcemy komuś, niby przypadkowo, przypierdolić w młynie z łokcia. No właśnie, i tu w zasadzie dochodzimy do kwestii najważniejszej. Ten materiał jest niemal idealny recital koncertowy i  na żywca nie wyobrażam sobie stagnacji pod sceną. Jeśli chodzi o dźwięk, to operator też się mocno postarał, by nagrania te cykały przejrzyście, ale bez przesadnej polerki. Co prawda słychać wyraźnie, że to nie sesja sprzed czterdziestu lat, ale naprawdę nie ma na co narzekać. Może nie jest to pozycja wybitna, raczej lekko wychylająca głowę ponad średnią światową, ale w sprzyjających okolicznościach na pewno będąca w stanie przysporzyć nieco radości. Czy zatem warto polecić ten album? Tak. Choć przede wszystkim pod zimne piwko albo w wersji live, zakładając oczywiście, że panowie popeliny nie odstawiają. Solidna rzecz. Dobry thrash.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz