sobota, 8 czerwca 2024

Recenzja Crypt Sermon „The Stygian Rose”

 

Crypt Sermon

„The Stygian Rose”

Dark Descent Records (2024)

 


Kompletnie nie śledzę klasycznej sceny doom metalowej, ale nie ukrywam, że na najnowszy materiał Crypt Sermon czekałem bardzo. Poprzednie wydawnictwa prezentowały bardzo wysoki poziom, a promujący najnowsze wydawnictwo „Glimmers In The Underworld” wyrwał mnie z butów. Spodziewałem się, że „The Stygian Rose” rozłoży nie na łopatki, ale pierwsze odsłuchy tego nie zwiastowały. Przede wszystkim, „The Stygian Rose” jest materiałem dużo bardziej drapieżnym i szorstkim niż poprzednie płyty. Epicki charakter muzyki został tutaj nieco schowany za mroczniejszą niż dotychczas atmosferą, grajkowie sypią klasycznymi riffami z rękawa, solówki nawiązują do rockowej i metalowej klasyki, w sposób jakiego się już nie słyszy, w prace sekcji rytmicznej wkradło się trochę nienachalnego kombinowania, a i Brooke Wilson za mikrofonem niejednokrotnie wypuszcza się w nieco bardziej drapieżne rejestry, barwą głosu często przypominając bardziej niechlujną wersję Tony’ego Martina. Nie brakuje też kapitalnych motywów, frapujących, zapadających w pamięć melodii, a sześć numerów tu zamieszczonych zamyka się w zgrabnych 45 minutach, nie przytłaczając doommetalową monotonią. Sęk w tym, że te perfekcyjne elementy składowe, nie zawsze układają się tu w elegancką całość. Momentami „The Stygian Rose” przypomina zlepek fantastycznych pomysłów, które nie zawsze do siebie pasują. Misternie budowana kompozycja potrafi być przerwania jakąś bezsensownie epicką, szorstką partią wokalną czy mocniejszym, pojawiającym sis ęznikąd riffem. Czasem fajna melodia czy motyw powtarzana jest tak nachalnie, że można czuć przesyt (np. zakończenie „Scrying Orb”), innym razem coś rozwija się tak długo, że pojawiają się myśli czy utwór w ogóle wystartuje (np. wstęp do utworu tytułowego). Mankamenty są i trochę zaburzają mi obraz tej bądź co bądź bardzo dobrej płyty. Panowie z Crypt Sermon  trzymając się mocno stylistyki wypracowanej przed laty przez Candlemass i Solitude Aeturnus puszczają oko takim grupom jak Rainbow, Savatage czy Blind Guardian. Frank Chin na gitarze, będący nowym nabytkiem zespołu, wniósł spory powiew świeżości, a jego partie solowe są tutaj niewątpliwie wartością dodaną. Trochę czasu zajęło mi, żeby zatopić to nieco rozczarowujące, pierwsze wrażenie, jakie „The Stygian Rose” na mnie zrobiło. Każdy kolejny odsłuch utwierdzał mnie w przekonaniu, że jest tu dużo fajnych melodii i pomysłów, a całości słucha się naprawdę dobrze, pomimo pewnych namacalnych mankamentów. I chyba właśnie to w tym wszystkim jest najważniejsze – tego słucha się naprawdę dobrze, jest tu dużo muzyki, którą można się delektować i którą odbiera się ponadprzeciętnie dobrze. Może brakuje w tym wszystkim kropki nad „i”, może wieńczący płytę utwór tytułowy powinien być bardziej „jakiś”, świecić niczym diament w koronie tego wydawnictwa, może brakuje tu hitu jak „Key Of Solomon” z poprzedniego krążka, może czasami brakuje kompozycjom naturalnego flow. Nie zmienia to faktu, że Crypt Sermon dowiózł bardzo dobry album – częściej fenomenalny, rzadziej rozczarowujący, ale jest czego słuchać.

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz