Kommandant
„Exhibition
Of Conquest” E.P.
ATMF 2024
Odnoszę
wrażenie, że Kommandant z płyty na płytę jest coraz lepszy. Amerykanie tym
razem nagrali pięć numerów, które jeszcze bardziej niż poprzednia produkcja
„Titan Hammer” odznaczają się od wcześniejszych wydawnictw i mocniej kierują
się w stronę najlepszych krążków ze Skandynawii. Ci mieszkańcy stanu Illinois
na „Exhibition Of Conquest” zrezygnowali z powykręcanych wymyślności wzorem
Diocletian oraz chaotycznych nawałnic dźwiękowych, które w szybszych
fragmentach miały miejsce na ostatnim krążku, a także porzucili wojownicze
rytmy. Skoncentrowali się za to na budowaniu totalnie zimnego i nieludzkiego
klimatu na wzór północnoeuropejskiego black metalu. Panowie z Chicago
żonglowanie lodowatymi tremolo i ostrymi riffami opanowali do perfekcji, co
wydało iście charakterny plon w postaci epki, która na długo pozostanie w mej
pamięci i koniecznie musi się znaleźć w moim posiadaniu. Kommandant używając
wszelkich dostępnych form wyrazu, właściwych dla black metalu drugiej fali,
stworzyli niebywale oddziałowujący materiał, który poraża chłodem i
obojętnością. To niesamowicie nieprzyjazna muzyka o twardym brzmieniu gitar,
dudniących dołach i nienawistnych wokalach, która wżera się we wszystkie
zakamarki mojego ciała i czyni mnie opętanym. Prosty i zdecydowany przekaz
uzyskany za pomocą odstręczających melodii oraz kreujących napięcie akordów,
płynie tutaj przez pierwsze trzy kawałki w średnim tempie, hipnotyzując i
zarazem wlewając do gardła truciznę o niskiej temperaturze, pozbawia mnie
jakichkolwiek uczuć. Sytuacja się nieco zmienia za sprawą dwóch ostatnich
kompozycji, gdyż prędkość muzyki wyraźnie hamuje, a w jej liniowość zaczyna
wkraczać raczej zmienne i mniej chwytliwe kostkowanie. Znaczniej różne od
siebie niż dotychczas akordy, zaczynając przechodzić z jednego w drugi i
odznaczając się pewną kwadratowością, wyzuwają mnie z wszelkich uczuć. Czarny
jak listopadowa noc i uwierający diabelnie metal zaserwował Kommandant. Mrozi
krew w żyłach, a następnie tnie jak katana na 666 kawałków. Idealnie i dojrzale
zaaranżowany, a także zagrany ze szczególnym uwielbieniem. Wysoka rekomendacja.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz