środa, 19 czerwca 2024

Recenzja Sotherion „Vermine”

 

Sotherion

„Vermine”

W.T.C. Productions 2024

Sotherion to jednoosobowy projekt, za którym stoi Sébastien Tuvi szerzej znany jako BST, czyli muzyk udzielający się również w takich kapelach jak The Order Of Apollyon czy Aosoth. Dwa lata temu pod swoim solowym szyldem wydał całkiem niezłe demo „Schwarmgeist”, które zawierało dwa utwory black metalu w dość szczególnym tonie, pozostawiając po sobie mały niedosyt i tym samym zaostrzając apetyt na więcej. No i wreszcie po dwóch wiosnach, dziewiątego maja Sotherion powrócił z debiutancką płytą. Tym razem ani ja, ani nikt inny nie powinien odczuwać deficytu, ponieważ na „Vermine” znajduje się dziesięć kawałków, które łącznie trwają prawie trzy kwadranse. Co prawda jest to raczej normalna długość, lecz charakter muzyki na niej zamieszczonej cholernie ją wydłuża, bowiem black metal grany przez tego Francuza nie jest łatwy w odbiorze i aby czerpać właściwą przyjemność z jego słuchania, trzeba się niejako do tego zmusić. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Pierwszym z nich jest uwierający kontrast między brzmieniem gitar i perkusji, gdzie barwa wioseł jest na wskroś lodowata i jazgotliwa zaś bębny są ekstremalnie basowe i łomoczące. Drugim niuansem jest zestawienie ze sobą w aranżach tradycyjnych riffów i tremolo, które nie da się ukryć zalatują wyraźnie darkthronową manierą wraz z dysonansowymi akordami na modłę francuską. Trzecia sprawa to wulgarne wokale, które w niedbały sposób wypluwa z siebie BST, a ich niska tonacja nie przypomina w niczym wokaliz znanych z tradycyjnego bleka i pasowałaby bardziej do ciężkich, atonalnych produkcji. Finalnie, połączenie tych wszystkich na pierwszy rzut ucha stojących ze sobą w kolizji elementów, zrodziło niezwykle duszny i boleśnie raniący black metal, w którym przeplatają się klasyczne i nowoczesne formy. Jawi się jako bezduszna i pozbawiona melodii muzyka, która sunąc ze zgrzytem w średnim tempie ściera na proch, ironicznie się przy tym uśmiechając. Przy pierwszym spotkaniu sprawiająca wrażenie niezrozumiałego i bezcelowego hałasu, lecz po dokładnym z nią się zapoznaniu odkrywa prawdziwą twarz. Nieludzko zimny i tnący do krwi black metal. Wyprodukowany z naturalnym przybrudzeniem już w trakcie drugiego odsłuchu hipnotyzując zniewala. Nie ma siły, ten krążek trzeba mieć na półce.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz