Sotherion
„Vermine”
W.T.C.
Productions 2024
Sotherion
to jednoosobowy projekt, za którym stoi Sébastien Tuvi szerzej znany jako BST,
czyli muzyk udzielający się również w takich kapelach jak The Order Of Apollyon
czy Aosoth. Dwa lata temu pod swoim solowym szyldem wydał całkiem niezłe demo
„Schwarmgeist”, które zawierało dwa utwory black metalu w dość szczególnym
tonie, pozostawiając po sobie mały niedosyt i tym samym zaostrzając apetyt na
więcej. No i wreszcie po dwóch wiosnach, dziewiątego maja Sotherion powrócił z
debiutancką płytą. Tym razem ani ja, ani nikt inny nie powinien odczuwać
deficytu, ponieważ na „Vermine” znajduje się dziesięć kawałków, które łącznie
trwają prawie trzy kwadranse. Co prawda jest to raczej normalna długość, lecz
charakter muzyki na niej zamieszczonej cholernie ją wydłuża, bowiem black metal
grany przez tego Francuza nie jest łatwy w odbiorze i aby czerpać właściwą
przyjemność z jego słuchania, trzeba się niejako do tego zmusić. Jak zwykle
diabeł tkwi w szczegółach. Pierwszym z nich jest uwierający kontrast między
brzmieniem gitar i perkusji, gdzie barwa wioseł jest na wskroś lodowata i
jazgotliwa zaś bębny są ekstremalnie basowe i łomoczące. Drugim niuansem jest
zestawienie ze sobą w aranżach tradycyjnych riffów i tremolo, które nie da się
ukryć zalatują wyraźnie darkthronową manierą wraz z dysonansowymi akordami na
modłę francuską. Trzecia sprawa to wulgarne wokale, które w niedbały sposób
wypluwa z siebie BST, a ich niska tonacja nie przypomina w niczym wokaliz znanych
z tradycyjnego bleka i pasowałaby bardziej do ciężkich, atonalnych produkcji. Finalnie, połączenie
tych wszystkich na pierwszy rzut ucha stojących ze sobą w kolizji elementów,
zrodziło niezwykle duszny i boleśnie raniący black metal, w którym przeplatają
się klasyczne i nowoczesne formy. Jawi się jako bezduszna i pozbawiona melodii
muzyka, która sunąc ze zgrzytem w średnim tempie ściera na proch, ironicznie
się przy tym uśmiechając. Przy pierwszym spotkaniu sprawiająca wrażenie
niezrozumiałego i bezcelowego hałasu, lecz po dokładnym z nią się zapoznaniu
odkrywa prawdziwą twarz. Nieludzko zimny i tnący do krwi black metal.
Wyprodukowany z naturalnym przybrudzeniem już w trakcie drugiego odsłuchu
hipnotyzując zniewala. Nie ma siły, ten krążek trzeba mieć na półce.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz