poniedziałek, 24 czerwca 2024

Recenzja Goat Semen „Fuck Christ”

 

Goat Semen

„Fuck Christ”

Hells Headbangers 2024

Przyznam szczerze, że na kolejną płyte Goat Semen czekam z ogromną niecierpliwością już od… dziewięciu lat. Tyle bowiem upłynęło od czasu wydania „Ego Svm Satana”. Co prawda zespół co jakiś czas daje znać, że jeszcze nie zdechł, za pomocą wydawnictw pomniejszych, ale jednak co pełniak to pełniak. Nowe wydawnictwo, o tytule tak dosadnym, że bardziej się nie da, to znowu jedynie EP-ka, jakieś osiemnastu minut muzyki. Lepsze to niż nic, choć od razu zaznaczę, że te pięć numerów cholernie mi zaostrzyło apetyt. Jeśli ktoś jeszcze zespołu nie zna, to podsumować ich twórczość można bardzo krótko. Kwintesencja stylu południowoamerykańskiego. Znajdziecie tu death/black metal, absolutnie opętany i rdzennie dziki. Peruwiańczycy nie znają słowa „zlituj” i biczują słuchacza staroszkolnymi riffami w zasadzie na oślep. Do tego mamy nawałnicę perkusyjnych blastów, tasujących się systematycznie z przejściami w rytm wolniejszy, choć i tak daleki od tempa średniego. Jedyną chwilą odejścia od schematu „atak totalny”, jest początek wieńczącego tę EP-kę „Prophets of Hell”, choć to chyba przemyślany zabieg. Wiecie, coś na zasadzie „Dajmy mu zachłysnąć się powietrzem po raz ostatni, a potem go dobijemy”. No i wspomniana piosenka rozkręca się po chwili do wspomnianego przed chwilą szablonu. Tylko nie pomyślcie sobie, że przez słowo „szablon” mam na myśli nudną monotematyczność. Tu co chwilę zmienia się zwierzęca nuta, harmonie płynnie się zazębiają, choć obrany przez Goat Semen cel pozostaje niezmienny. Opluć, profanować, zdeptać i się na to wszystko na koniec wysrać. Tak samo jak wysrane chłopaki mają na nowoczesne brzmienie. Ich organiczny sound idealnie pasuje do muzyki, której są maniakami i którą innym, podobnym sobie maniakom dostarczają. W tym względzie, podobnie jak czysto muzycznie, czwórka z Limy, myślę, że całkiem świadomie, równa do swoich największych inspiratorów, czyli autorów „I.N.R.I.”. Nie da się zaprzeczyć, że sporo elementów muzyki Goat Semen i Sarcofago można wrzucić do zbioru wspólnego, co akurat dla mnie stanowi zdecydowany pozytyw. No dobra, nie ma się co rozpisywać. „Fuck Christ” niszczy w chuj i najlepiej słucha się na „repeat”, żeby przynajmniej w jakiś sposób oszukać się, że cisza po ostatnim kawałku zapada zbyt szybko. Słuchać, napierdalać łbem, deptać krzyże!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz