„Chaos Pilgrimage”
The Way of the Hermit 2024
Void,
czyli niepodzielnie władający projektem Imperceptum muzyk to zdecydowanie
niespokojna dusza twórcza. Prócz wspomnianego powyżej zespołu swe talenta
realizuje on także w Voreus, Abominations, Mortal, Blood Agent i Cult of
Extinction, a podejrzewam, iż niebawem powstanie jakaś kolejna grupa, w której
będzie on dawał upust swym mrocznym pasjom. Powróćmy jednak do tematu
podstawowego, czyli wspomnianego tu w pierwszym akapicie Imperceptum. W połowie
zeszłego roku Void nagrał pod tym szyldem swój szósty album długogrający, który
to w lutym Anno Bastardi 2024 doczekał się wznowienia dzięki hiszpańskiej The
Way of the Hermit. Muzyka, jaka znalazła się na „Chaos Pilgrimage” to
przytłaczający, zawiesisty Funeral Doom/Black Metal, który można umiejscowić
gdzieś na przecięciu tego, co możemy usłyszeć na produkcjach Unholy, Evoken,
Darkspace, Thergothon, Dolorian, Skepticism, Akhlys, Winter, czy też na
pierwszych płytach Funeral, Morgion, bądź Shape of Despair. Obcujemy więc na
tym krążku z czterema długimi utworami, które miażdżą swą intensywnością,
gęstością i ponurymi, złowieszczymi wibracjami, jakie ze sobą niosą. Złowrogie,
smoliste, przytłaczające interwały dźwięków, jakie przetaczają się po odbiorcy tego
materiału, zbudowano z delikatnie wycofanych,
potężnych bębnów o obrzędowym charakterze i tubalnym brzmieniu,
zawiesistego, przepastnego basu o grubych krawędziach, miazmatycznych,
skondensowanych, grząskich riffów o konsystencji wrzącego ołowiu i demonicznych,
gardłowych, głębokich growli, które na psychikę cisną okrutnie. Tym, co
przyciąga tu uwagę najmocniej, są niesamowicie zwarte, bitumiczne niemal partie
wioseł, które wiją się i meandrują atonalnymi akcentami na rytmicznym kręgosłupie
tej płyty, rozrastając się z czasem do niebotycznych wręcz rozmiarów i
ostatecznie przejmując pełną kontrolę nad tym albumem, oraz warstwa wokalna,
która wywołuje poczucie zapadania się w bezdenną pustkę i prawie namacalny
niepokój. Ciśnie ta płytka na czerep niemożliwie, a abstrakcyjny,
apokaliptyczny i na wskroś odhumanizowany feeling tej płytki nie raz w ciągu
tych 57 minut wprowadza słuchacza w odmienne stany świadomości. Tak więc
każdemu, kto ma ochotę eksplorować owe demoniczne przestrzenie i mroczne, obce
wymiary polecam zagłębienie się w „Pielgrzymkę Chaosu”. Satysfakcja
gwarantowana. Każden natomiast, kto chciałby sobie sprawić wersję cd tego
materiału, musi się w chuj pospieszyć, gdyż srebrny dysk jest ściśle limitowany
do 66 ręcznie numerowanych egzemplarzy. Wybornie miażdżąca płytka.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz