Black
Lava
„The
Savage Winds Of Wisdom”
Season Of Mist 2024
Black
Lava to czterech kolesi z Melbourne, którzy niewątpliwie grać potrafią.
Siedemnastego lipca, kiedy to wypadają moje urodziny, wydadzą swój drugi album.
Nie takich jednak prezentów oczekuję, gdyż Australijczycy po słabym debiucie
nie odrobili lekcji i powrócili ze smutną jego kontynuacją. Po raz drugi
otrzymałem dziewięć numerów progresywnego death metalu, który został delikatnie
muśnięty diabelskim ogonem. Jak już wspomniałem, ci muzycy wiedzą do czego
służą instrumenty co w pełni wykorzystali przy komponowaniu „The Savage Winds
Of Wisdom”, który wypełniony jest perfekcyjnymi aranżacjami o zmiennej agogice,
ciężkimi zwolnieniami, szybkimi riffami, dźwięcznymi wykrętasami oraz
delikatnymi tremolo, a i krótkich dysonansów też tu nie brakuje. W czym zatem
tkwi problem? Po pierwsze utwory Black Lava pozbawione są zupełnie mocy. Jawią
się jak wymyślone na siłę przy użyciu wzorcowych patentów w przerwie między
pracą, a rodzinnymi obowiązkami. W zmyślnych zagrywkach i „brutalniejszych”
akordach nie ma zupełnie mięsa i co za tym idzie zdrowego pierdolnięcia. Całość
brzmi płasko. Między poszczególnymi strukturami kawałków nie ma właściwie
różnic. Wolniejsze akordy są po prostu rozwleczonymi frazami o marnej gęstości,
a szybsze zdają się mieć założony kaganiec bądź są na granicy zawału. Drugą
sprawą są od czasu do czasu pojawiające się spazmatyczne wtrącenia, które
kierują muzykę Black Lava w hardcorową stronę, co rozmywa do granic i tak już
ten mętny krążek. Podobnie jest z wokalami, które swą nu-metalową barwą
zupełnie nie pasują do warstwy dźwiękowej. Bezbarwny i do bólu zachowawczy
death metal, którego nie ratują techniczne umiejętności jego twórców i
skierowany jest chyba do nikogo.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz