piątek, 5 lipca 2024

Recenzja TEMIC „Terror Management Theory”

 

TEMIC

„Terror Management Theory”

Season of Mist 2023

 


Poruszanie się po współczesnych terytoriach muzyki progresywnej jest niczym chodzenie po polu minowym. Tereny te naszpikowane są bowiem, niczym dzik na rożnie kwaśnymi jabłkami, różnej maści materiałami wybuchowymi, które przy byle okazji wypierdolą w kosmos najlepiej nawet zapowiadającą się eskadrę. Trudno bowiem debiutantom uniknąć porównań do matuzalemów tego stylu pokroju Dream Theater, Pink Floyd, Rush, Queensrÿche czy Savatage, którzy już dawno temu go zdefiniowali. Całe szczęście, że pojawiają się wyjątki (potwierdzające oczywiście regułę), którym udaje się na tym gruncie stworzyć coś swojego. Należy do nich wg mnie międzynarodowy ansambl Temic, który pod koniec zeszłego roku objawił się swym pierwszym, pełnym albumem zatytułowanym „Terror Management Theory”. Temic to słowo z azteckiego języka nahuatl oznaczające sen i śmiało można powiedzieć, że muzyka projektu, który przyjął taką nazwę jest niczym podróż w krainę snów. Raz jest pełna kolorów, innym razem eksploruje wszelakie odcienie szarości, a jeszcze kiedy indziej emanuje mrokiem rodem z narkoleptycznych koszmarów. Uczciwie trzeba przyznać, że progresywne wizje tej grupy robią duże wrażenie i zapewniają bardzo obszerną paletę muzycznych barw. Najważniejsze jak dla mnie jest jednak to, że dźwięki te mają pazur, a techniczne umiejętności muzyków nie są tylko popisami, które mają na celu jeno zadowolić ich ego, a wierzcie mi jest ich tu całe mrowie. „Teoria Zarządzania Terroryzmem” to zatem album, na którym usłyszymy wielowarstwową sekcję rytmiczną. Pod mocnym, soczystym rdzeniem ciężkich, technicznych bębnów i matematycznie dokładnych linii zagęszczonego basu egzystują i łączą się z nim w jedną całość bardziej ulotne, eteryczne, refleksyjne patenty, które nadają tej płytce lunatycznego szlifu nie powodując w najmniejszym nawet stopniu jej rozwodnienia. Wiosła tworzą natomiast na tym materiale hipnotyzującą zawiesinę złożoną z precyzyjnych, żarliwych, pozawijanych srogo riffów, atmosferycznych, głębokich, pentatonicznych niemal pasaży gitarowych, złożonych, transowych harmonii i wybornych, wirujących wokół głównego nurtu partii solowych o narracyjnym charakterze. Milczeniem w żadnym wypadku nie możemy pominąć tu także partii klawiszy. Środowisko syntezatorowe skrupulatnie budowane na tej produkcji jest nie do przecenienia. Tworzy dźwiękowe pejzaże meandrujące swobodnie pomiędzy rozbudowanymi konstrukcjami poszczególnych kompozycji oraz misternie tkane układy, które składają się w prawdziwą odyseję, a genialne interakcje parapetu i wioseł nie raz powodują opad szczęki. Bogate spektrum klawiszowych brzmień potrafi zresztą poprowadzić niejeden utwór od początku do końca. Przebogate instrumentarium uzupełniono tu (choć to nie do końca trafne słowo, gdyż stanowią one także niesamowicie ważną część tej płytki) bardzo dobrymi, emocjonalnymi wokalami. Choć może nie zawsze odpowiada mi ich barwa, to jednak przyznaję, że Fredrik zrobił na tej produkcji kawał dobrej roboty. Tak więc „Terror…” to krążek, który wielowarstwowe faktury dźwiękowe i różne elementy muzyczne formuje w jedną spójną, intensywną i stosunkowo energetyczną, a przede wszystkim zdecydowanie własną całość. Wszyscy lubiący Progresywny Metal mogą kupować bez zastanowienia, gdyż produkcja ta bez dwóch zdań szczerze ich uraduje.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz