„Terror
Management Theory”
Season
of Mist 2023
Poruszanie
się po współczesnych terytoriach muzyki progresywnej jest niczym chodzenie po
polu minowym. Tereny te naszpikowane są bowiem, niczym dzik na rożnie kwaśnymi
jabłkami, różnej maści materiałami wybuchowymi, które przy byle okazji
wypierdolą w kosmos najlepiej nawet zapowiadającą się eskadrę. Trudno bowiem
debiutantom uniknąć porównań do matuzalemów tego stylu pokroju Dream Theater,
Pink Floyd, Rush, Queensrÿche czy Savatage, którzy już dawno temu go
zdefiniowali. Całe szczęście, że pojawiają się wyjątki (potwierdzające
oczywiście regułę), którym udaje się na tym gruncie stworzyć coś swojego. Należy
do nich wg mnie międzynarodowy ansambl Temic, który pod koniec zeszłego roku
objawił się swym pierwszym, pełnym albumem zatytułowanym „Terror Management
Theory”. Temic to słowo z azteckiego języka nahuatl oznaczające sen i śmiało
można powiedzieć, że muzyka projektu, który przyjął taką nazwę jest niczym
podróż w krainę snów. Raz jest pełna kolorów, innym razem eksploruje wszelakie
odcienie szarości, a jeszcze kiedy indziej emanuje mrokiem rodem z narkoleptycznych
koszmarów. Uczciwie trzeba przyznać, że progresywne wizje tej grupy robią duże
wrażenie i zapewniają bardzo obszerną paletę muzycznych barw. Najważniejsze jak
dla mnie jest jednak to, że dźwięki te mają pazur, a techniczne umiejętności
muzyków nie są tylko popisami, które mają na celu jeno zadowolić ich ego, a
wierzcie mi jest ich tu całe mrowie. „Teoria Zarządzania Terroryzmem” to zatem
album, na którym usłyszymy wielowarstwową sekcję rytmiczną. Pod mocnym,
soczystym rdzeniem ciężkich, technicznych bębnów i matematycznie dokładnych
linii zagęszczonego basu egzystują i łączą się z nim w jedną całość bardziej
ulotne, eteryczne, refleksyjne patenty, które nadają tej płytce lunatycznego
szlifu nie powodując w najmniejszym nawet stopniu jej rozwodnienia. Wiosła
tworzą natomiast na tym materiale hipnotyzującą zawiesinę złożoną z
precyzyjnych, żarliwych, pozawijanych srogo riffów, atmosferycznych, głębokich,
pentatonicznych niemal pasaży gitarowych, złożonych, transowych harmonii i
wybornych, wirujących wokół głównego nurtu partii solowych o narracyjnym
charakterze. Milczeniem w żadnym wypadku nie możemy pominąć tu także partii
klawiszy. Środowisko syntezatorowe skrupulatnie budowane na tej produkcji jest
nie do przecenienia. Tworzy dźwiękowe pejzaże meandrujące swobodnie pomiędzy rozbudowanymi
konstrukcjami poszczególnych kompozycji oraz misternie tkane układy, które
składają się w prawdziwą odyseję, a genialne interakcje parapetu i wioseł nie
raz powodują opad szczęki. Bogate spektrum klawiszowych brzmień potrafi zresztą
poprowadzić niejeden utwór od początku do końca. Przebogate instrumentarium
uzupełniono tu (choć to nie do końca trafne słowo, gdyż stanowią one także
niesamowicie ważną część tej płytki) bardzo dobrymi, emocjonalnymi wokalami.
Choć może nie zawsze odpowiada mi ich barwa, to jednak przyznaję, że Fredrik
zrobił na tej produkcji kawał dobrej roboty. Tak więc „Terror…” to krążek,
który wielowarstwowe faktury dźwiękowe i różne elementy muzyczne formuje w
jedną spójną, intensywną i stosunkowo energetyczną, a przede wszystkim
zdecydowanie własną całość. Wszyscy lubiący Progresywny Metal mogą kupować bez
zastanowienia, gdyż produkcja ta bez dwóch zdań szczerze ich uraduje.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz