WINGLESS
„Ascension”
Selfmadegod
Records 2024
Z Krakowskim Wingless mieliście
okazję się już zakolegować cirka trzy lata temu. Wówczas to prezentowałem na
łamach Apocalyptic Rites ich czwarty album długogrający zatytułowany
„Nonconform”, który niejako zaczynał nową, naznaczoną śmiercią erę w twórczości zespołu. Czas
pokazał, iż była to słuszna koncepcja, a najlepszym na to dowodem jest
tegoroczny, wydany ponownie pod sztandarami Selfmadegod Records, piąty już
krążek Bezskrzydłego. Jak się więc już zapewne domyślacie, „Ascension” jest
kontynuacją drogi obranej w Roku Bestii 2021. Zespól okrzepł był w nowych
realiach, odważnie podszedł do tematu, a przede wszystkim stworzył lepsze
kawałki i ponownie zabrał nas w podróż po meandrach Metalu Śmierci. W porównaniu
jednak z poprzednim albumem muzyka zawarta na „piąteczce” małopolskiego
ansamblu jest ukierunkowana zdecydowanie bardziej w stronę technicznego oblicza
Death Metalu z delikatnie progresywnym szlifem. Nie myślcie jednak, że chłopy z
Wingless zaczęli nagle pitolić dla samego pitolenia, gdyż to zdecydowanie
błędne założenie. Ich muzyka cały czas jest intensywna, ciężka, gęsta i
zamarynowana ciemnością. Bębny nie straciły więc nic ze swojej niszczącej siły,
mimo znacznie większego skomplikowania ich partii. Pulsujący bas, choć
zdecydowanie bardziej zakręcony i wyrazisty także szyje grubo i soczyście, riffy
zachowały swój smolisty charakter, rozrywające właściwości i posmak świeżego
mięsa, choć rzeźbią głęboko bardziej popaprane, wirujące złowrogo, często
warstwowo ułożone struktury o fakturze i konsystencji drobnego żwiru. Partie
solowe nieodmiennie tną tkanki miękkie do białej kości, a przenikliwe, obskurne
growle ponownie robią robotę. Wybornie słucha się tego krążka, choć nie jest to
płytka na jedno podejście. Tej produkcji trzeba poświęcić trochę czasu i uwagi,
aby odkryć kryjące się tu niuanse (ciekawe, wysublimowane często mozaiki harmoniczne,
hipnotyzujące akcenty melodyczne, wyrafinowane pokłady rytmiczne, czy też
choćby niepokojące, Doom Metalowe zapadliska dźwiękowe). Słychać w tej muzyce
pierwiastki przypominające twórczość Immolation i Incantation, są też wibracje
charakterystyczne dla Death, czy wczesnego Atheist, a i lekka mgiełka tego, co
ongiś grali Paradise Lost i Anathema także unosi się nad tym wydawnictwem.
Wydawnictwem naprawdę dobrym dodajmy do tego. Oczywiście krakusy wymienione tu
powyżej inspiracje polepili po swojemu, przepuszczając je najpierw przez filtr
swoich muzycznych doświadczeń i upodobań, co zaowocowało muzyką, która
przynajmniej w moje gusta trafiła bez pudła. „Wniebowstąpienie” potwierdza
zatem, że Wingless w 2021 roku wstąpili na właściwą drogę i że umio oni w Death
Metal. Niech więc dalej dumnie kroczą tą ścieżką i ku naszej uciesze nagrywają
kolejne, wgniatające w glebę albumy. Owacji na stojąco co prawda na razie
jeszcze nie ma, ale długie oklaski za tę płytkę należą się niewątpliwie
zdecydowanym ruchem ręki. Tak więc klaszcząc w dłonie czekam na więcej.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz