środa, 10 lipca 2024

Recenzja WINGLESS „Ascension”

 

WINGLESS

„Ascension”

Selfmadegod Records 2024

Z Krakowskim Wingless mieliście okazję się już zakolegować cirka trzy lata temu. Wówczas to prezentowałem na łamach Apocalyptic Rites ich czwarty album długogrający zatytułowany „Nonconform”, który niejako zaczynał nową, naznaczoną  śmiercią erę w twórczości zespołu. Czas pokazał, iż była to słuszna koncepcja, a najlepszym na to dowodem jest tegoroczny, wydany ponownie pod sztandarami Selfmadegod Records, piąty już krążek Bezskrzydłego. Jak się więc już zapewne domyślacie, „Ascension” jest kontynuacją drogi obranej w Roku Bestii 2021. Zespól okrzepł był w nowych realiach, odważnie podszedł do tematu, a przede wszystkim stworzył lepsze kawałki i ponownie zabrał nas w podróż po meandrach Metalu Śmierci. W porównaniu jednak z poprzednim albumem muzyka zawarta na „piąteczce” małopolskiego ansamblu jest ukierunkowana zdecydowanie bardziej w stronę technicznego oblicza Death Metalu z delikatnie progresywnym szlifem. Nie myślcie jednak, że chłopy z Wingless zaczęli nagle pitolić dla samego pitolenia, gdyż to zdecydowanie błędne założenie. Ich muzyka cały czas jest intensywna, ciężka, gęsta i zamarynowana ciemnością. Bębny nie straciły więc nic ze swojej niszczącej siły, mimo znacznie większego skomplikowania ich partii. Pulsujący bas, choć zdecydowanie bardziej zakręcony i wyrazisty także szyje grubo i soczyście, riffy zachowały swój smolisty charakter, rozrywające właściwości i posmak świeżego mięsa, choć rzeźbią głęboko bardziej popaprane, wirujące złowrogo, często warstwowo ułożone struktury o fakturze i konsystencji drobnego żwiru. Partie solowe nieodmiennie tną tkanki miękkie do białej kości, a przenikliwe, obskurne growle ponownie robią robotę. Wybornie słucha się tego krążka, choć nie jest to płytka na jedno podejście. Tej produkcji trzeba poświęcić trochę czasu i uwagi, aby odkryć kryjące się tu niuanse (ciekawe, wysublimowane często mozaiki harmoniczne, hipnotyzujące akcenty melodyczne, wyrafinowane pokłady rytmiczne, czy też choćby niepokojące, Doom Metalowe zapadliska dźwiękowe). Słychać w tej muzyce pierwiastki przypominające twórczość Immolation i Incantation, są też wibracje charakterystyczne dla Death, czy wczesnego Atheist, a i lekka mgiełka tego, co ongiś grali Paradise Lost i Anathema także unosi się nad tym wydawnictwem. Wydawnictwem naprawdę dobrym dodajmy do tego. Oczywiście krakusy wymienione tu powyżej inspiracje polepili po swojemu, przepuszczając je najpierw przez filtr swoich muzycznych doświadczeń i upodobań, co zaowocowało muzyką, która przynajmniej w moje gusta trafiła bez pudła. „Wniebowstąpienie” potwierdza zatem, że Wingless w 2021 roku wstąpili na właściwą drogę i że umio oni w Death Metal. Niech więc dalej dumnie kroczą tą ścieżką i ku naszej uciesze nagrywają kolejne, wgniatające w glebę albumy. Owacji na stojąco co prawda na razie jeszcze nie ma, ale długie oklaski za tę płytkę należą się niewątpliwie zdecydowanym ruchem ręki. Tak więc klaszcząc w dłonie czekam na więcej.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz