Old
Leshy
„Na
Skraju Przepaści”
Werewolf Prom. 2024
Jeśli dobrze pamiętam, to jakieś cztery lata temu
miałem przyjemność napisać kilka zdań o debiucie Old Leshy, który to był
albumem, może jeszcze nie wyjątkowym, ale dającym duże nadzieje na przyszłość.
Kiedy zatem otrzymałem nowy krążek zespołu, stanąłem obok rzeczonej przepaści,
i sprawdziłem, czy Lechu poleci w dół, czy jednak siłę grawitacji przezwycięży.
No, i powiem wam, że dał jebany radę jak cholera. „Na Skraju Przepaści” to ten
sam styl, bardzo mocno zainspirowany wczesnym Emperorem, w tym przypadku chyba
jeszcze mocniej słychać tu bowiem „In the Nightside Eclipse” niż na debiucie,
ale jeśli chodzi o poziom aranżacyjny, to jest to skok przynajmniej o jeden
szczebelek wyżej. Poza tym, że z tego albumu bije autentyczny chłód, chwilami
wręcz wrogi ludzkiej egzystencji, to jednocześnie sporo tu staroszkolnej
melodii. Kreowanej nie tylko przez gitarowe harmonie, ale także przez dość
bogato użyte tła klawiszowe. Z tym, że nie ma tu mowy o jakimkolwiek słodzeniu,
bo to mniej więcej tak, jak byśmy porównywali wspomniany Emperor do Dimmu
Borgir. Na skraju przepaści wszystkie elementy są czysto blackmetalowe, bez
cienia cepelii. Chłopaki (bo nie wspomniałem jeszcze, ale Old Leshy nie jest
już tworem solowym, a duetem) w swoich kompozycjach idealnie oddają ducha black
metalu z lat dziewięćdziesiątych. Zarówno pod względem riffowania, tworzenia
arktycznego klimatu, jak i brzmienia rodem z lat, kiedy gatunek ten był u szczytu
formy. Do tego dorzucają jeszcze bardzo dobre wokale. Niby niczym szczególnym
się nie wyróżniające, jednak będące kwintesencją stylu. Czasami, a przecież
kilka płyt już w życiu słyszałem, zaskakuje mnie, jak można w sposób bezczelnie
nieoryginalny, stosując mocno zużyte już środki, stworzyć album, który tak
kurewsko wali w łeb. Old Leshy to zrobili. Nagrali niemal godzinę muzyki,
która, niczym wehikuł czasu, przeniosła mnie w lata szkolne tak obrazowo, że mi
łezka pociekła, mimo iż faceci nie płaczą. W sumie to nawet nie wiem, kurwa, co
tu dodać za konkluzję… Jak dla mnie świetny album, który zdecydowanie przerósł
moje oczekiwania, nawet jeśli zakładałem, że będzie dobrze. Brać, słuchać, nie
pierdolić!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz