sobota, 20 lipca 2024

Recenzja Old Leshy „Na Skraju Przepaści”

 

Old Leshy

„Na Skraju Przepaści”

Werewolf Prom. 2024

Jeśli dobrze pamiętam, to jakieś cztery lata temu miałem przyjemność napisać kilka zdań o debiucie Old Leshy, który to był albumem, może jeszcze nie wyjątkowym, ale dającym duże nadzieje na przyszłość. Kiedy zatem otrzymałem nowy krążek zespołu, stanąłem obok rzeczonej przepaści, i sprawdziłem, czy Lechu poleci w dół, czy jednak siłę grawitacji przezwycięży. No, i powiem wam, że dał jebany radę jak cholera. „Na Skraju Przepaści” to ten sam styl, bardzo mocno zainspirowany wczesnym Emperorem, w tym przypadku chyba jeszcze mocniej słychać tu bowiem „In the Nightside Eclipse” niż na debiucie, ale jeśli chodzi o poziom aranżacyjny, to jest to skok przynajmniej o jeden szczebelek wyżej. Poza tym, że z tego albumu bije autentyczny chłód, chwilami wręcz wrogi ludzkiej egzystencji, to jednocześnie sporo tu staroszkolnej melodii. Kreowanej nie tylko przez gitarowe harmonie, ale także przez dość bogato użyte tła klawiszowe. Z tym, że nie ma tu mowy o jakimkolwiek słodzeniu, bo to mniej więcej tak, jak byśmy porównywali wspomniany Emperor do Dimmu Borgir. Na skraju przepaści wszystkie elementy są czysto blackmetalowe, bez cienia cepelii. Chłopaki (bo nie wspomniałem jeszcze, ale Old Leshy nie jest już tworem solowym, a duetem) w swoich kompozycjach idealnie oddają ducha black metalu z lat dziewięćdziesiątych. Zarówno pod względem riffowania, tworzenia arktycznego klimatu, jak i brzmienia rodem z lat, kiedy gatunek ten był u szczytu formy. Do tego dorzucają jeszcze bardzo dobre wokale. Niby niczym szczególnym się nie wyróżniające, jednak będące kwintesencją stylu. Czasami, a przecież kilka płyt już w życiu słyszałem, zaskakuje mnie, jak można w sposób bezczelnie nieoryginalny, stosując mocno zużyte już środki, stworzyć album, który tak kurewsko wali w łeb. Old Leshy to zrobili. Nagrali niemal godzinę muzyki, która, niczym wehikuł czasu, przeniosła mnie w lata szkolne tak obrazowo, że mi łezka pociekła, mimo iż faceci nie płaczą. W sumie to nawet nie wiem, kurwa, co tu dodać za konkluzję… Jak dla mnie świetny album, który zdecydowanie przerósł moje oczekiwania, nawet jeśli zakładałem, że będzie dobrze. Brać, słuchać, nie pierdolić!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz