czwartek, 25 lipca 2024

Recenzja Horror y Muerte “Horror y Muerte”

 

Horror y Muerte

“Horror y Muerte”

Khthon Invocations 2024

Założę się, że nie słyszeliście wcześniej nazwy Horror y Muerte. Nic w tym dziwnego, bowiem „Horror y Muerte” to debiutancki materiał tego pochodzącego z Chile zespołu. W jego skład wchodzi trzech muzyków, którzy, mimo iż z wyglądu do najmłodszych już nie należą, nie byli wcześniej jakoś wybitnie aktywni na scenie. Jakieś epizody im się trafiały, ale w zespołach, których nazwy mówią mi tyle, ile dotychczas Horror y Muerte. Do rzeczy zatem. Na wydawnictwo to składa się siedem numerów, co daje nam ciut ponad pół godziny muzyki. Jak nietrudno się domyśleć, nawet biorąc pod uwagę bardzo ubogą okładkę, a w zasadzie jej brak, jest to metal śmierci. A że zespoły z Chile ten gatunek mają we krwi, wiadomo nie od dziś. Horror y Muerte nie tapla się jednak w czysto południowoamerykańskiej posoce, bardziej czerpiąc inspiracje z kontynentu leżącego geograficznie nieco wyżej. Owszem, od razu słychać z jakiego zakątka świata panowie pochodzą, choć głównie za sprawą języka, którym wyrażają swoje myśli. Muzycznie to jednak w większej mierze Stany Zjednoczone, oczywiście w wydaniu staroszkolnym. Muzycy zazwyczaj niezbyt się spieszą, utrzymując tempo średnie, dyktowane ciężko mielącymi, niezbyt złożonymi akordami i głęboko rzygającym growlem. Nie nazwał bym tej muzyki chwytliwą, bardziej toporną, chwilami wręcz siłową, co nie znaczy, że brak w niej fragmentów, gdzie chce się pomachać głową. Są też momenty, kiedy panowie niespodziewanie zrywają się do dzikiego galopu, aczkolwiek trwają one niezbyt długo, bo po chwili następuje powrót to buldożerowego gniecenia. Jeśli miałbym pokusić się o jakieś porównania, to uderzałbym w takie nazwy jak Cannibal Corpse czy Broken Hope, choć zapewne każdy z was znajdzie na tym krążku mnóstwo innych odniesień. „Horror y Muerte” nie jest na pewno żadnym kamieniem milowym czy materiałem wybitnym, jednak na tyle solidnym, że każdy maniak metalu śmierci spędzi z nim czas w bardzo przyjemny sposób. Warto się za tym debiutem rozejrzeć, zwłaszcza jeśli pojawi się w lokalnym distro, ale zabijać się za niego na pewno nie ma co. Niemniej jednak, bardzo solidna rzecz.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz