TROCAR
„Extremities”
Selfmadegod
Records 2024
W przypadku Amerykańskiego
ansamblu Trocar wystarczy w zasadzie połączyć tylko kropki i pozornie wszystko
będzie jasne. Dlaczego pozornie, o tym za chwilę, a z tymi kropkami sprawa
przedstawia się następująco. 2/3 zespołu tworzą muzycy Brutal Death/Grindowego Fluids,
a debiutancki album długogrający rzeczonego Trocar ukazał się pod sztandarami
Selfmadrgod Records. Gdy dodamy więc w tym przypadku dwa do dwóch, to wyjdzie
nam, że trio z Arizony powinno obracać się w kręgu szeroko pojętej muzyki
ekstremalnej. No i rzeczywiście tak jest. Panowie napierdalają soczyście i
zębem, a ich stylistykę można określić jako w chuj brutalny, uroczo obrzydliwy
i niesamowicie zwarty amalgamat tradycyjnego, surowego Grindcore’a pachnącego
delikatnie patologią i dzikiego, technologicznego Cybergrinda. W pierwszym
zdaniu tej recenzji padło słowo pozornie. Użyłem go, gdyż muzyka Trocar tylko
na pozór jest oczywista i akuratna. W rzeczywistości dźwięki zawarte na
„Extremities” wymykają się jednoznacznej klasyfikacji. Owszem, sporo tu
klasycznego, Grindowego napierdalania opartego na niszczącej sekcji rytmicznej,
rozrywających wiosłach i agresywnych, brudnych wokalizach, jak i barbarzyńskiej,
bestialskiej elektroniki, która spustoszenie w mózgowych synapsach sieje
okrutne. Myli się jednak ten, co sądzi, że to co prawda szczery, ale jednak
bezmyślny wykurw bez większego ładu i składu, będący odpowiednikiem muzycznego
worka na śmieci z odpadami medycznymi i fekaliami. Myli się cholernie i nawet
nie wie jak bardzo. Wszystko jest tu bowiem przemyślane, a do tego ułożone w
jedną, monolityczną wręcz całość, co sprawia, że siła rażenie tego krążka jest
zaiste potworna. Tak więc Grindcore i Cybergrind stanowią tu warstwę
dominującą, jednak w kwestii instrumentalnej naprawdę sporo się tu dzieje. Wiele
struktur tej płyty posiada parszywy, chropowaty, punkowy rozmach, bulgoczącej
zgnilizny także tu niemało, a intensywna, pulsująca złowrogo elektronika
przytłacza i miażdży. Niektórych zapewne to zdziwi, ale usłyszymy na tej
produkcji także ciekawie ułożone, organiczne partie wioseł o zmechanizowanym,
maszynowym szlifie, nieoczywiste akcenty harmoniczne, a nawet partie solowe o
bardziej technicznym podłożu. Wartością dodaną są także na tym krążku
wyśmienite, zimne, industrialne tekstury, które nadają całości powalającego, apokaliptyczno-psychodelicznego
klimatu (rozpierdalający „Psalter of Manias”), jak i w pizdu ekstremalne wokale
wszelakiego asortymentu i barwy (od histerycznych wrzasków, po wilgotne,
zaprawione ropną wydzieliną bulgotanie). Wiem, że być może zbytnio upraszczam
sprawę, ale jeżeli możecie wyobrazić sobie połączenie muzyki Regurgitate,
Exhumed, Agoraphobic Nosebleed, Lymphatic Phlegm i The Berzerker, to będziecie
mieli dopiero bardzo ogólne pojęcie o twórczości Trocar. Gdyby jednak ktoś
chciał zagłębić się w szczegóły, to zachęcam do penetracji „Kończyn”. Ostrzegam
tylko, tu nie ma miękkiej gry. Jak dla mnie prawdziwa petarda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz