piątek, 12 lipca 2024

Recenzja TROCAR „Extremities”

 

TROCAR

„Extremities”

Selfmadegod Records 2024

W przypadku Amerykańskiego ansamblu Trocar wystarczy w zasadzie połączyć tylko kropki i pozornie wszystko będzie jasne. Dlaczego pozornie, o tym za chwilę, a z tymi kropkami sprawa przedstawia się następująco. 2/3 zespołu tworzą muzycy Brutal Death/Grindowego Fluids, a debiutancki album długogrający rzeczonego Trocar ukazał się pod sztandarami Selfmadrgod Records. Gdy dodamy więc w tym przypadku dwa do dwóch, to wyjdzie nam, że trio z Arizony powinno obracać się w kręgu szeroko pojętej muzyki ekstremalnej. No i rzeczywiście tak jest. Panowie napierdalają soczyście i zębem, a ich stylistykę można określić jako w chuj brutalny, uroczo obrzydliwy i niesamowicie zwarty amalgamat tradycyjnego, surowego Grindcore’a pachnącego delikatnie patologią i dzikiego, technologicznego Cybergrinda. W pierwszym zdaniu tej recenzji padło słowo pozornie. Użyłem go, gdyż muzyka Trocar tylko na pozór jest oczywista i akuratna. W rzeczywistości dźwięki zawarte na „Extremities” wymykają się jednoznacznej klasyfikacji. Owszem, sporo tu klasycznego, Grindowego napierdalania opartego na niszczącej sekcji rytmicznej, rozrywających wiosłach i agresywnych, brudnych wokalizach, jak i barbarzyńskiej, bestialskiej elektroniki, która spustoszenie w mózgowych synapsach sieje okrutne. Myli się jednak ten, co sądzi, że to co prawda szczery, ale jednak bezmyślny wykurw bez większego ładu i składu, będący odpowiednikiem muzycznego worka na śmieci z odpadami medycznymi i fekaliami. Myli się cholernie i nawet nie wie jak bardzo. Wszystko jest tu bowiem przemyślane, a do tego ułożone w jedną, monolityczną wręcz całość, co sprawia, że siła rażenie tego krążka jest zaiste potworna. Tak więc Grindcore i Cybergrind stanowią tu warstwę dominującą, jednak w kwestii instrumentalnej naprawdę sporo się tu dzieje. Wiele struktur tej płyty posiada parszywy, chropowaty, punkowy rozmach, bulgoczącej zgnilizny także tu niemało, a intensywna, pulsująca złowrogo elektronika przytłacza i miażdży. Niektórych zapewne to zdziwi, ale usłyszymy na tej produkcji także ciekawie ułożone, organiczne partie wioseł o zmechanizowanym, maszynowym szlifie, nieoczywiste akcenty harmoniczne, a nawet partie solowe o bardziej technicznym podłożu. Wartością dodaną są także na tym krążku wyśmienite, zimne, industrialne tekstury, które nadają całości powalającego, apokaliptyczno-psychodelicznego klimatu (rozpierdalający „Psalter of Manias”), jak i w pizdu ekstremalne wokale wszelakiego asortymentu i barwy (od histerycznych wrzasków, po wilgotne, zaprawione ropną wydzieliną bulgotanie). Wiem, że być może zbytnio upraszczam sprawę, ale jeżeli możecie wyobrazić sobie połączenie muzyki Regurgitate, Exhumed, Agoraphobic Nosebleed, Lymphatic Phlegm i The Berzerker, to będziecie mieli dopiero bardzo ogólne pojęcie o twórczości Trocar. Gdyby jednak ktoś chciał zagłębić się w szczegóły, to zachęcam do penetracji „Kończyn”. Ostrzegam tylko, tu nie ma miękkiej gry. Jak dla mnie prawdziwa petarda.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz