SANTET
/ ISTIDRAJ
„Verbis
Diaboli” (Split)
Iron, Blood and Death Corporation 2024
Miłośnicy
azjatyckiego Black Metalu łączcie się! „Verbis Diaboli” to bowiem split dwóch
hord z tego największego na naszym łez padole kontynentu. Wielce zasłużone dla
krzewienia diabelskiej muzy zespoły się na nim znajdują. Istidraj z Singapuru
rozsiewa swe bluźnierstwo od 1993 roku, a Santet pluje jadem z Indonezji od
roku 1997. Wielu wydawnictw dorobiły się na przełomie ponad dwóch dekad obie te
grupy, a ostatnim przejawem ich perwersyjnych, opanowanych przez ciemność
umysłów jest tegoroczny split album wydany pod skrzydłami Iron, Blood and Death
Corporation. No to pochylmy się teraz nad muzyczną zawartością tego
wydawnictwa. Rozpoczyna Santet, i to rozpoczyna bardzo udanie. Ich
mizantropijny, Czarci Metal robi robotę, a do tego klimatem operuje iście
demonicznym. Tak mniej więcej (choć wiem, że mniej więcej to babcia na nartach
jeździła, mniej na nartach, a więcej na dupie) do połowy ich występu jest
naprawdę dobrze. Beczki są siarczyste, wiosła jadowite, bas jedzie grubo, a w
wokalizach jest Szatan. Niestety druga połowa ich recitalu nie jest już tak
dobra. Władzę nad ich muzą przejmują bowiem wszechobecne klawisze i zbyt
słodkie melodie. Wszystkim, którym podobają się jednak ostatnie płytki
Algazanth, Dimmu Borgir, Dark Fortress, czy Keep of Kalessin dźwięki te wejdą
gładko, niczym chłodny browar w upalny dzień. Drugą częścią tej płytki
niepodzielnie natomiast włada Istidraj. Słychać tu nieco bardziej blasfemiczne
podejście do tematu, jednak to, co zaprezentowały tu Demony z Singapuru, także
dupy nie urywa. Jest co prawda w chuj surowo, brudno i po chamsku, a całość
brzmi, jakby nagrywano te wałki w cuchnącym alkoholowymi wymiocinami garażu
(czyli tak, jak brzmieć powinno), jednak same kompozycje jakoś nie porywają,
mimo że pobrzmiewają w nich echa wspomnianego tu już Blasphemy, Impaled
Nazarene, czy wczesnego Gorgoroth. Dlatego też myślę ja sobie (czasem nawet
mnie się to zdarza), że „Według Słów Diabła”, to wydawnictwo przeznaczone dla
maniakalnych wyznawców Azjatyckiej szkoły Black Metalu. Reszta może sobie
odpuścić, gdyż raczej nie zrozumie tych wibracji. A może się mylę? Najlepiej
sprawdźcie sami.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz