sobota, 27 lipca 2024

Recenzja Trimegisto „The Hanged Man”

 

Trimegisto

„The Hanged Man”

Iron, Blood and Death Corporation 2024

No i znów jesteśmy w Chile. Stamtąd bowiem pochodzi, działający nieprzerwanie od niemal ćwierć wieku Trimegisto. Jeśli miałbym ten zespół jakoś rekomendować ze strony personalnej, to nadmienić wypada, że w jego skład wchodzi niejaki Claudio Salinas, człowiek odpowiedzialny także, między innymi, za Meridon, którego to drugą płytą zachwycałem się na początku tego roku. „The Hanged Man”, czyli wydana pierwotnie dwa lata temu EP-ka, w przypadku tegorocznego wznowienia na CD wzbogacona także czterema kompozycjami ze splitu z Godagainst, uświadcza mnie w przekonaniu, że facet ma łeb na karku i w muzykę potrafi. Bardzo. Rzeczony materiał to death metal będący pewnego rodzaju pomostem miedzy starą szkołą a odmianą bardziej współczesną. Przede wszystkim każda z piosenek na tym wydawnictwie nie jest ani banalna, ani oczywista. W muzyce Trimegisto naprawdę sporo się dzieje. Znajdziecie tutaj cały przekrój temp i stylów kostkowania, od doomowych golemów, przez niesamowicie zadziorne riffowanie, lekko nawet zahaczające o thrash, na blastowych kanonadach podkręcanych riffami tremolo kończąc. Słychać wyraźnie, że technicznie panowie stoją na tej wyższej półce, co absolutnie nie oznacza, że mamy tu do czynienia z jakimś bezcelowych gitarowym onanizmem. Tutaj wszystkie zagrywki mają swój cel i idealnie się ze sobą zazębiają, dozując jednocześnie napięcie tak, byśmy jedynie dochodzili do momentu bliskiego eksplozji, jednak jej nie doświadczyli. Naprawdę klimat tego krążka jest idealnie wyważony. Z jednej strony mamy tu duszną i gęstą atmosferę, a jednak muzycy pozwalają sobie co jakiś czas na wpuszczenie do swoich kompozycji nieco więcej przestrzeni i bardziej przyswajalnych melodii. Trochę to wygląda na zabawę formułą deathmetalową, która to jednak wychodzi zespołowi wybornie. Za największą zaletę „Tha Hanged Man” uważam fakt, iż EP-ka ta nie wchodzi od razu do głowy, głównie ze względu sporą ilość zastosowanych na niej środków. Jeśli jednak damy sobie kilka sesji i ochłoniemy, przyswajając przy okazji wszystkie drobne niuanse, to otrzymujemy danie niczym z restauracji oznaczonej trzema gwiazdkami Michelin. Tym bardziej, że brzmienie tych nagrań, choć odrobinę różne w przypadku samej EP-ki i materiału ze splitu, nie pozostawia absolutnie niczego do życzenia, będąc czytelnym i organicznym zarazem. Nie będę wymieniał zespołów, których nazwy przyszły mi do głowy podczas wielu sesji z Trimegisto, bowiem Chilijczycy tak umiejętnie stopili je we własny amalgamat, że nie ma to chyba większego sensu. Sens za to ma, i to największy, rozejrzenie się za tym krążkiem. Tak jak rekomendowałem wspomniany na wstępie Meridon, tak samo mocno polecam tych herbatników. Kurewsko mocny materiał.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz