Cranial
Disorder
„Congenital Depravity”
Lethal Scissors Rec. 2024
Rzadko sięgam po wydawnictwa pokroju Cranial Disorder.
Powody są banalne i oczywiste. Wystarczy mi rzut oka na okładkę, często też
nazwę zespołu, i już wiem, że to będzie rzeźnia z gatunku guturalnego wyrzygu,
z dużą dozą prawdopodobieństwa okraszona technicznymi wygibasami. A ja jakoś za
Wormed czy Origin od wielu lat nieszczególnie szaleję. No ale można czasem
sprawdzić, co w owym podgatunku się dzieje, prawda? No to se sprawdziłem
Indonezyjski Cranial Dosorder. A bo tam też sporo pojebów, się do krzyży
przybijają udając Jezusów i takie tam… „Congenital Depravity” to w zasadzie
typowy przedstawiciel gatunku wymiotującego z samej okrężnicy, i, o dziwo,
niekoniecznie nawiązujący do nazw przedstawionych kilka linijek wyżej. Ich
kawałki są krótkie i treściwe, łączące w sobie łamańce Suffocatiopodobne, z
typowym przechodzeniem z akordu w akord, chwytliwość Dying Fetus i nieco
klasycznego Deeds of Flesh. Kompletnie nic nowego, ale trup nadal ścieli się
gęsto i to nawet w zaskakującej ilości. Pomijając brzmienie, któremu kompletnie
nie mam nic do zarzucenia, przyznać muszę, że kompozycje Indonezyjczyków są
ułożone naprawdę z głową i bynajmniej nie nużą, czego obawiałem się
najbardziej. Wręcz przeciwnie. Mimo dość ścisłych ram gatunkowych, każda
piosenka, nawet jeśli utrzymana w podobnym tempie, czyli takim żwawym, do potańczenia,
ma swoją własną melodię. Wokale chwilami przechodzą z typowego wyższego growla
w bardziej świńskie kwiki, co też jest tematem oklepanym, ale co z tego, skoro
brzmi to zajebiście. Słucha się tego longa bez ziewania, a i chętnie odpala po
raz kolejny. Oczywiście żadne to mistrzostwo świata, ale jeśli lubicie brutal
death metal, to tą pozycję zdecydowanie powinniście sobie wrzucić na ruszt.
Może to niewielka rekomendacja, ale tym razem po napisaniu recenzji nie
wyjebałem tej płyty do kosza, tylko wrzuciłem do archiwum. Może kiedyś jeszcze
wrócę, i wcale nie mówię tego kurtuazyjnie.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz