czwartek, 4 lipca 2024

Recenzja Miasmic Serum „Infected Seed”

 

Miasmic Serum

„Infected Seed”

Chaos Records / Night Terrors 2024

Miasmic Serum to młoda nazwa, która wychyliła swój łeb na światło dzienne dwa lata temu we Włoszech. Tworzy ją trzech muzyków, którzy po zarejestrowaniu trzech singli, czternastego czerwca wydali swój debiut. Zawiera on dziesięć utworów z czego trzy to wspomniane single, zatem Ci, którzy już słyszeli te krótkie, poprzedzające tą płytę wydawnictwa, będą mogli się teraz zapoznać z siedmioma nowymi kompozycjami. To czym para się ten tercet to death metal, o którym raczej ciężko pisać w jakichś niewyobrażalnych superlatywach. Jest to decior zagrany na amerykańską modłę i żywcem wyjęty z lat dziewięćdziesiątych. Słuchając „Infected Seed” niczego czego bym wcześniej nie słyszał, nie znalazłem. Jest to poprawnie odegrany metal śmierci. Wszelkie zasady przy tworzeniu poszczególnych numerów zostały zachowane. Posiada on odpowiednie brzmienie, które wypośrodkowane w punkt, nie jest ani za ciężkie, ani za lekkie. Co prawda momentami przywdziewa ono lekko szwedzką formę, ale i tak dominuje tutaj mięso made in USA. Aranże w nim są wypełnione charakterystycznymi dla tego gatunku riffami, które mkną w zmiennych tempach, płynnie się tasują, częstując szybkimi akordami oraz gniotącym kostkowaniem. Od czasu do czasu potrafią też zerwać do szybszego kłusu w towarzystwie blastów, z których wypływa też okresowo klasyczna solówka. Wokale są zrównoważone iczytelne, wygenerowane przez gardłowy growl, doskonale pasują do stonowanego wydźwięku tego wydawnictwa, ponieważ jego typowość, a także brak czegokolwiek co by je wyróżniało powoduje, że jawi się tylko jako przeciętny death metal jakiego było pełno pod koniec dwudziestego wieku. Do bólu tradycyjny, wypełniony prostymi rozwiązaniami, co w sumie nie powinno być zarzutem, ale bez pomysłu i z zadyszką. Jeśli nie zrezygnują to jeszcze długa droga przed Miasmic Serum.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz