Nebülith
„Feel
Good Music For The End Of The World Vol. 1”
Self-Released 2024
Za
tym jednoosobowym projektem stoi amerykański multiinstrumentalista John
Shaughnessy, który stworzył tą płytę, inspirując się muzyką z przełomu lat
sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, proto-punkiem oraz graniem alternatywnym.
Początkowo chciał on wydać ten krążek na taśmie szpulowej jako cudownie
odnaleziony materiał zapomnianego zespołu z lat 70. Ostatecznie zdecydował inaczej
i tak powstał Nebülith, którego debiut ukaże się w drugiej połowie sierpnia. Będzie
on zawierał dziewięć kompozycji, które wykreowane zostały na takich
instrumentach jak bezprogowy bas piccolo, dzwonki wietrzne, perkusja jak i jej
elektroniczna wersja, megafon, syntezator basu, wokoder oraz klawisze. Przy
użyciu tak niecodziennego instrumentarium powstał równie intrygujący krążek w
gatunku, który w wielkim skrócie można określić jako psychodeliczny stoner-doom
metal. Co prawda doomowych gnieceń sensu stricte raczej ze świecą tu szukać, bo
ogólny charakter aranżacji Nebülith jest zgoła inny. Oczywiście, a zwłaszcza w
tych wolniejszych kawałkach, snując się smętnie i miażdżąc basowymi akordami
zbliża się do tej ciężkiej muzyki, lecz jej prawdziwa dusza to oryginalne
połączenie Led Zeppelin, Black Sabbath i Sleep, ale to jeszcze i tak nie
wszystko. Wymienione kapele odcisnęły swoje piętno na „Feel Good Music…” w
formie klasycznych riffów i halucynogennych wywijasów oraz garażowego
brzmienia, które bywa momentami aż nieznośne. Te chropowate przestery wraz z
piskliwymi nutami wysokotonowego wiosła, robią momentami naprawdę spore kuku,
raniąc chyba tylko po to, aby ta narkotyczna substancja szybciej i dobitniej
przedostała się do krwi. Oprócz mocno zadymionych i co za tym idzie dusznych
numerów, znajdują się tutaj także szybsze utwory, które swym delikatnie
przebojowym usposobieniem kierują się w stronę Monster Magnet, a w bardziej
zawadiackich i nieco nieokiełznanych chwilach przywodzą skojarzenia z
produkcjami MC5. Nebülith gra bardzo specyficzną muzę, która skierowana jest
raczej do wąskiego grona odbiorców, rozmiłowanego w odurzającym klimacie lat
sześćdziesiątych i siedemdziesiątych lub do tych, dla których lizergiczna aura
standardowych przedstawicieli stoner-doom’a jest niewystarczająca. Jak dla mnie
bomba. Nigdy bym się nie spodziewał, że w obrębie tego rodzaju rzępolenia można
pójść dalej niż ostatnio coraz częściej wypływające, włoskie brygady, które także
komponują psychodeliczną muzę, ale nie aż tak w skrajnym stylu jak Nebülith.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz