Pathology
„Unholy
Descent”
Agonia Records 2024
Miesiąc
temu ukazała się już dwunasta płyta tych rozmiłowanych w brutalnym death metalu
Kalifornijczyków. Nie za bardzo tutaj nad czym jest się rozpisywać, bo
Amerykanie nieprzerwanie rzeźbią w decie w znanym sobie stylu. Na „Unholy
Descent” dostajemy trzynaście miażdżących kawałków, które wypełnione są po
brzegi przeróżnymi technikami szarpania strun. Każdy z numerów to miszmasz
złożony ze slamowego szarpania, maniakalnych przyspieszeń, schizoidalnych
tremolo oraz uwierających solówek. Towarzyszy temu rzecz jasna idealnie
pracująca perkusja i… no właśnie, gdzie jest bas? Jak na mój gust w tym typie
muzyki powinien być wysunięty bardziej do przodu, co prawda od czasu do czasu
wyłania się on nieśmiało spomiędzy reszty instrumentów, ale to i tak trochę
chyba za mało. W sumie nie powinienem marudzić, gdyż brutalizm w wykonaniu
Pathology to i tak gęsta muza, przy której nie można się nudzić, choć odnoszę
wrażenie, że najnowsze ich wydawnictwo jest delikatnie przydługie. Co prawda
każdy utwór z osobna zadziwia ilością zmian tempa, tasujących się form
kostkowania, zdrowo łupiących bębnów i skrajnie gardłowych growli wokalisty,
lecz wszystkie te kompozycje zebrane do kupy jawią się jako jedna bezkształtna
masa. Trudno je od siebie odróżnić i już w połowie krążka można doświadczyć
odczucia, że cały czas słuchamy tego samego wałka. Pomimo krótkiego ich trwania
(najdłuższy ma 3 minuty i 37 sekund) są one do siebie bardzo podobne przez co
odsłuch tych niespełna czterdziestu minut metalu wydaje się ciągnąć w
nieskończoność. Poza tym małym mankamentem „Unholy Descent” to rasowy brutal
death metal, który zapewne jest wszystkim dobrze znany, gdzie slamowe akordy
gniotą bez pardonu, powykręcane i ostre zagrywki boleśnie wżerają się między
zwoje mózgowe, a przełamujące wszystko deathcorowe zrywy i blastowe galopady
łamią kości. Jednakże trochę jakby zachowawczo ci panowie z San Diego tym razem
podeszli do sprawy, ale posłuchać warto. Kilka okrążeń da się z tym materiałem
zrobić.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz