COLDWORLD
„The Stars Are Dead Now” (Ep)(Re-Issue)
Eisenwald 2021
Mizantropijny, depresyjny Black Metal to specyficzny podgatunek, nie jest bowiem łatwo oddać w muzyce stany lękowe prowadzące często do użycia żyletki zamiast mydła, czy też zahaczające o obłęd mroczne stany ludzkiego umysłu. Niemiecki, jednoosobowy ColdWorld należy do grupy zespołów, którym ta sztuka, w mniejszym lub większym stopniu się udaje, a przynajmniej takie jest moje skromne zdanie. Recenzowane tu, tegoroczne wydawnictwo tego projektu nie jest jednak nowym materiałem, a ponownym wznowieniem kultowej w pewnych kręgach, pierwszej Ep’ki grupy, która po raz pierwszy ukazała się w 2005 roku. Wersja Anno Bastardi 2021 została całkowicie zremasterowana (obyło się całe szczęście bez rewolucji i brzmienie tego materiału jest bardzo zbliżone do oryginału) i ubrana w nową szatę graficzną. Wzbogacono ją oczywiście, tak, jak i poprzednie reedycje o dwa dodatkowe wałki („Dead Stars” i Ragnarök), oraz dyskretnie zmieniono jej tytuł z „TheStarsAreDeadNow” na „The Stars Are Dead Now”. Podobnie, jak na pierwotnej wersji usłyszymy tu surowe, mizantropijne riffy, agresywną, siarczystą sekcję, parapet współtworzący wydatnie wisielczą atmosferę całości, jak i depresyjne, nasycone egzystencjalnym bólem i rozpaczą, wściekłe wokalizy. Niemniej jednak ta podstawa programowa, że się tak wyrażę, została na tym wznowieniu nieco cofnięta, a skupiono się tu bardziej na zimnych syntezatorach i aranżacjach ukierunkowanych mocniej w kierunku monumentalnych orkiestracji. W większym stopniu uwypuklono tu także pewne eksperymenty, gdzie do Black Metalowej formy próbuje się zaadoptować inne style muzyczne (za przykład może posłużyć tu „Suicide”, gdzie niemal hip-hopowy beat przekształca się w jadowity, Black Metalowy riff). Wysoce hipnotyzująca to muza, która przytłacza, wciąga w swe zimne, mroczne, przepastne meandry i naprawdę można się w niej zatracić. Nie wiem natomiast, czy najlepszym pomysłem było dodawanie wspomnianych już wyżej, bonusowych wałków, bo choć oba same w sobie są bardzo dobre, to jednak trochę niszczą atmosferę misternie budowaną przez pięć oryginalnych kompozycji, choć to oczywiście tylko moje odczucia. Ogólnie jednak to wznowienie pokazuje dobitnie, że muzyka, jaka znajduje się na „The Stars…” zdecydowanie przetrwała próbę czasu, a wydawnictwo to można śmiało zaliczyć do grona klasyków tej odmiany Black Metalowego szaleństwa. Tak więc fani gatunku, którzy jeszcze nie posiadają tej płytki będą mogli przy okazji tej reedycji uzupełnić swoje zbiory za normalną cenę, a wszyscy, którzy jeszcze nie znają twórczości ColdWorld powinni sprawdzić dlaczego „Gwiazdy Są Teraz Martwe”
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz