FULCI
„Exhumed Information”
Time to Kill Records 2021
Domagałem się ostatnio nowej płyty Włochów, to i mam. Oto trzeci, pełny album Fulci od kilku dni kręci się w moim odtwarzaczu i sprawia mi sporą radochę, choć przyznam szczerze, że nie do końca oczekiwałem tego, co tu zastałem, zwłaszcza w drugiej części tej płyty, ale mogą być i wszy, byle w szyku szły, a zatem po kolei. Zaznaczę od razu, że mimo mojego zaskoczenia bardzo podoba mi się ta płytka, gdyż przez większość czasu obcujemy tu z ciężkim, zalatującym zepsuciem, Death Metalem, choć zaprezentowanym w porównaniu do dwóch pierwszych albumów Fulci w nieco inny sposób. Za sześć pierwszych wałków, jakie znajdują się na tej płytce dałbym się na sucho ogolić. Wypełniają je bowiem gniotące okrutnie, masywne beczki, gruby, miażdżący kości bas, tłuste, gęste, patroszące barbarzyńsko riffy, oszczędnie zastosowane, ale zarazem precyzyjne solówki i nasycone zgnilizną growle przecudnej urody. Ciężar tych kompozycji jest doprawdy niesamowity, a do tego każdy zawarty w nich dźwięk wspaniale cuchnie grobem. Panowie nie boją się czerpać pewnych wzorców ze smolistego, wgniatającego w glebę Doom Metalu, co w połączeniu z charakterystycznym dla nich, zgniłym Metalem Śmierci daje na tej produkcji wyśmienite efekty. W doskonały sposób użyto w tych utworach także syntezatory, które tworzą sugestywny, makabryczny, obrzydliwy, maniakalny, krwawy klimat całości i dodają tej płycie cudownie brzmiących, analogowych akcentów z lat 80-tych. Po tych, poniewierających bestialsko, rozrywających w pizdu, świetnych, sześciu kompozycjach następują cztery kolejne, które są w zasadzie ukierunkowanym na horror pokazem mrocznego synthwave, gdyż przynajmniej w 95% słyszymy w nich klawiszowe patenty, wśród których w zasadzie każdy z nich mógłby z powodzeniem stanowić przerażającą ścieżkę dźwiękową do klasycznego filmu grozy. Jak się zapewne domyślacie, to właśnie te cztery ostatnie utwory sprawiają mi niewielki problem, bo choć pod względem atmosfery doskonale wpisują się w zawartość tego albumu, to jednak gdy ich słucham, napięcie nieco opada i czekam na ich zakończenie, abym ponownie mógł zapodać sobie początkowe, miażdżące wałki. Mimo wszystko uważam, że to kolejny, znakomity album Fulci, choć jak już na początku pisałem nieco inaczej skonstruowany i podany. Niewątpliwie taki krok wymagał od zespołu pewnej odwagi, a czy w ostatecznym rozrachunku to się opłacało najlepiej niech oceni każdy z Was. Ja jestem na tak.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz