Stress Angel
"Bursting Church"
Dying Victims Prod. 2021
O, tutaj mamy prawdziwy kawał metalu przez duże Me.
Stress Angel to duet z Brooklynu, który zadebiutował w
zeszłym roku sześcioutworowym demo, a dziś, idąc za ciosem dostarcza nam duży
debiutancki materiał, którego tytuł i okładka same w sobie są wielce wymowne.
Mimo iż materiał to świeżutki, znajdziemy na nim same starocie. Można bez
ogródek powiedzieć, że "Bursting Church" to zaprzeczenie nowomodnym
trendom i głęboki ukłon w stronę lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
Muzyka którą bawią się Jankesi to niezbyt skomplikowana mieszanka thrash i
death metalu, z lekkim naciskiem na ten pierwszy gatunek. Czyli coś idealnego
dla każdego zgreda, który dorastał na przełomie wspomnianych dekad. Na albumie
Stress Angel usłyszymy przede wszystkim świetną pracę gitar. Nie jakieś tam
wirtuozerie, lecz strzelające liściem na ryj staroszkolne riffy jakimi swego
czasu częstował choćby Sodom czy Bathory a których tradycje obecnie podtrzymują
na przykład Reaper albo Beyond. Czuć w tych dźwiękach sporo pasji i naturalnie
wypływającą z nich szczerość autorów, dla których zapewne wszystko co najlepsze
zostało zagrane dobrych trzydzieści lat temu. Dużą robotę robi także wokal z
gatunku ostrego krzyku z lekką warstwą pogłosu oraz okazjonalnie pojawiające
się w tle klawisze i niezłe partie solowe. Sekcja rytmiczna z kolei jeszcze
bardziej podkreśla staroszkolny charakter muzyki Amerykanów, bazując głównie na
prostocie, jakże charakterystycznej dla prekursorów gatunku. Oczywiście
brzmieniowo też tkwimy w czasach minionych, ale zapewne zdziwilibyście się,
gdybym napisał iż jest inaczej. Wszystkie te składowe sprawiają, że
"Bursting Church" słucha się wybornie, mimo iż album ten kolejnej
Ameryki nie odkrywa. Zatem powiecie, płyta jakich wiele? Może i tak. Ja jednak
obok tego typu wydawnictw nie potrafię przejść obojętnie. Matal, kurwa, or die!
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz