Standvast
„Allenig”
Werewolf
Prom. 2021
Drugi album holenderskiego Standvast recenzowałem
jakby wczoraj, a tutaj minął rok i duet serwuje nam kolejny materiał. Stop,
powiedziałem duet? Już chyba nie do końca, bo jakiś czas temu zespół zasiliła
basistka, prawdziwa Helga i herszt baba. No ale black metal to nie konkurs
piękności, więc mniejsza z tym. „Allenig” to około dwadzieścia minutowa EP-ka i
od razu bez przedłużania stwierdzam, że to zdecydowanie najlepsze, co Holendrzy
dotychczas zarejestrowali. Mamy tu siedem numerów, w większości krótkich i, nie
zaprzeczę, utrzymanych prawie cały czas w podobnym tempie i klimacie. Ktoś
mógłby powiedzieć, że wręcz schematycznych i podobnych do siebie. Poniekąd
należy przyznać tu rację, bo zwłaszcza praca sekcji rytmicznej do najbardziej
wyszukanej w tym przypadku nie należy, opierając się głównie na d-beacie. Ale
już mocno chwilami carpathianowo darkthronowe ścieżki gitar to jest taki cios,
że można się posrać ze szczęścia. Jeśli jest się oczywiście fanem norweskich
melodii, bowiem właśnie o fiordy większość harmonii z „Allenig” odbija się najgłośniejszym
echem. Oparte na jednostajnym rytmie agresywne i przeszywające lodem kompozycje
wbijają się momentalnie pod czoło, głównie dzięki swojej banalnej chwytliwości.
Tu nie ma żadnych łamańców czy popisów solowych. Ta muzyka jest prosta do bólu,
niczym tytuły kolejnych utworów. A jednocześnie całkowicie zniewalająca i
wciągająca, gdzieniegdzie lekko podkoloryzowana delikatnym motywem klawiszowym
w tle. Natomiast wokal to jest kwintesencja gatunku. Głos Rodulva wybrzmiewa
złowrogo i niesamowicie szorstko, wywołując autentyczne uczucie niepokoju.
Muzyka Standvast idealnie oddaje staroszkolny nordycki klimat lat
dziewięćdziesiątych i jest świetnym przykładem na to, jak melodia może
dogłębnie ranić. Jeśli wielbicie black metal, sięgajcie po ten materiał bez
zbędnych pytań, bo gwarantuję, iż mocno rzuci wami o glebę i jeszcze podepcze.
Ja się jeszcze nie zdążyłem podnieść.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz