KJELD
„Ôfstân”
Heidens Hart Records 2021
Druga, pełna płytka Holenderskiego Kjeld w swej zasadniczej części nie różni się od wydanego sześć lat temu, debiutanckiego albumu hordy. Nadal mamy do czynienia z jadowitym, siarczystym, zimnym, zorientowanym na Skandynawię Black Metalem utrzymanym głównie w szybkich tempach, opartym na zadziornych, chropowatych, stosunkowo melodyjnych, chwytliwych riffach, napierdalającej okrutnie sekcji i bluźnierczych wokalach. Pewne elementy tej czarciej układanki uległy jednak zmianie i to zdecydowanie na lepsze. Zacznijmy może od wioseł. Riffy są bez dwóch zdań ciekawsze, bardziej wyrafinowane rzekłbym i zróżnicowane. Nierzadko mają bardziej poszarpaną, znerwicowaną strukturę, a w połączeniu z pojawiającymi się tu dysonansowymi strukturami potrafią konkretnie sponiewierać. Bas, który na pierwszej płycie pełnił raczej rolę rzetelnego podkładu dla gitary rytmicznej, na „Ôfstân” jest bardziej zdefiniowany i zdecydowanie zyskał na znaczeniu, rzeźbiąc tu wyraźnie zaznaczone, niskie linie melodyczne. Bębny charakteryzują się większą różnorodnością. Prócz seryjnie napierdalanych blastów większą uwagę zwrócono na tej płycie na miażdżące, gęste, monumentalne, tworzące wspólnie z parapetem zawiesisty klimat zwolnienia i nieco bardziej zakręcone przejścia. Wokalista także lepiej wykorzystuje swoje gardło, dzięki czemu złowieszczy, agresywny scream ma kilka odcieni, a prócz tego pojawił się mocny, czysty śpiew kojarzący się nieco ze stylistyką Viking/Pagan i tajemnicze, niemal rytualne partie. Cały ten album, mam wrażenie, ukierunkowano bardziej, niż jedynkę na lodowaty, mizantropijny klimat, co wyszło na dobre muzyce Kjeld, nadając jej jeszcze więcej własnej tożsamości. Zespół oczywiście nie odkrywa Black Metalu na nowo, ale tworzy go z pasją, olbrzymim zaangażowaniem, jasno określoną wizją i klarownością celu, a ich wysiłek niezmiennie cieszy ucho (oczywiście o ile ktoś nie ma alergii na takie granie). Jeżeli zatem szukacie dobrego, Black Metalowego krążka z soczystymi, mocnymi riffami, mroźnymi melodiami i niezgorszym, mrocznym klimatem, który łączy własny, charakterystyczny szlif z klasyką II fali gatunku, to powinniście sprawdzić „Ôfstân”, gdyż to taki właśnie album. Dla wszystkich, zdeklarowanych fanów czerni pozycja obowiązkowa.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz