środa, 4 sierpnia 2021

Recenzja Wrath Division "Barbed Wire Veins"

 

Wrath Division

"Barbed Wire Veins"

Godz Ov War / Left Hand Sounds 2021


No proszę, Szatan to mnie jednak kocha. Ostatnio pisałem, że na rodzimym gruncie mało jest gruzu i wojennej pożogi, choć pomału w temacie coś się zaczyna dziać. No i Belzebutan zesłał mi na ziemię za pośrednictwem GoW i LHS debiutancki krążek Wrath Division. Dzięki Ci Panie za Twe hojne dary, bowiem jest to zawierucha jak się patrzy. Zespół tworzy trzech bardziej lub mniej znanych muzyków, kryjących się za bardzo ciekawymi pseudonimami, naprowadzającymi co bardziej dociekliwych na swoją tożsamość. Z muzyką już tak oryginalnie nie jest, co mi akurat w tym przypadku najmniej przeszkadza. Jeśli mówiąc "wojna" myślicie o Revenge, Blasphemy czy Morbosidad, to jesteście w domu. A właściwie w tym, co z niego pozostanie po przejściu "Barbed Wire Veins", bo panowie nie pozostawiają kamienia na kamieniu. Otrzymujemy tu wszystko, co w gatunku najlepsze. Nuklearne kanonady i miażdżące zwolnienia, szybkie kostkowanie, koniecznie ze ślizgami po gryfie, rytmiczne akordy i chaotyczne solówki. Choć w przypadku tych ostatnich, są one może nieco bardziej przemyślane a nie jedynie spontanicznie improwizowane. Na to przychodzi bardzo dobry, głęboki, rzygający napalmem wokal, złowrogo rzężący bas i głęboko, dość schematycznie dudniące beczki. Nadmienić trzeba, że jak na ten gatunek brzmienie jest perfekcyjne. Odpowiednio przybrudzone, muliste a jednocześnie wyjątkowo czytelne. Często w tych wszystkich klonach Blasphemy instrumenty nieco się zlewają. Nie, żebym uznawał to za mankament, przecież to jest jebana wojna, nie? Natomiast na "Barbed Wire Veins" wszelkie detale są dokładnie słyszalne ale muzyka nie traci przez to nawet odrobiny mocy. Gniecie ten materiał w pizdu od początku do końca, i choć niektóre zapożyczenia są aż nadto dosłowne, jak choćby otwierający "Abyssal Force Beyond Physics" słyszany już setki razy akord, to szczerze mówiąc chuj mnie to obchodzi, bo spadające z nieba bomby też niekoniecznie wybijają za każdym razem inne, finezyjne rytmy. Zresztą, co ja się będę rozpisywał... Starczy spojrzeć na okładkę i poczytać tytuły. Niecałe pół godziny wojennych odgłosów spod znaku Kozła i maski gazowej. I nie liczcie na to, że ktokolwiek przeżyje by zgasić światło.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz