CHAOS OVER COSMOS
„The Silver Lining Between the Star”
Independent 2021
Z muzyką Chaos Over Cosmos, którym niepodzielnie włada multiinstrumentalista Rafał Bowman, zetknąłem się przy okazji drugiego długograja tego projektu zatytułowanego „The Ultimate Multiverse” i do dnia dzisiejszego uważam, mimo pewnych zastrzeżeń z mojej strony, (które, nie oszukujmy się, były spowodowane po części moim widzimisię), że był to kawał bardzo dobrego, nowoczesnego, technicznego grania. Minęło trochę czasu i oto w mojej skrzynce recenzenta wylądował kolejny, trzeci krążek tego ansamblu. Troszkę on sobie tam poleżał (za co przepraszam zespół), ale recek do zrobienia od gnoja, doba krótka, a poza tym musiałem trochę oczyścić umysł, aby z czystą głową podejść do tego materiału. Po kilkukrotnym przesłuchaniu „Srebrnej Podszewki…”, będąc zdrowym na umyśle i wątrobie, stwierdzam, że Chaos Over Cosmos nagrał kolejny, wysokiej klasy materiał, przy którym fani progresywno-technicznego metalu ze szczęścia najpewniej pobrudzą sobie galoty. A tak całkowicie poważnie, wszyscy, którym podobał się „The Ultimate…” łykną „The Silver…” niczym zimną wódeczkę i to bez popitki. Żadnej, stylistycznej rewolty tu nie ma, bo i po co? Tegoroczne wydawnictwo grupy jest naturalną kontynuacją stylu znanego z poprzedniego krążka (nie znaczy to jednak, że nie zmieniło się nic i jest to kalka poprzedniej produkcji, ale o tym nieco później). Cały czas obcujemy zatem z naznaczonym progresją, technicznym graniem opartym na solidnej sekcji, która i zamieszać zdrowo potrafi, wyśmienitych, momentami wręcz wirtuozerskich partiach wiosła, klawiszach i szeroko pojętej elektronice tworzącej klimat rodem z powieści Science Fiction oraz rasowych, agresywnych wokalizach z delikatnym tylko dodatkiem czystych partii. Pierwsze skrzypce ponownie gra tu gitara Rafała. Gąszcz technicznych, przyprawiających o zawrót głowy, pokręconych, łamanych riffów do spółki z ciekawymi harmoniami i doskonałymi, dopracowanymi partiami solowymi układają się na tej płytce w skomplikowane wzory, siatki i wielowarstwowe matryce, które wsparte przez syntetyczną sekcję i malujący tajemnicze mgławice parapet niczym zachłanna, czarna dziura zasysają w kosmiczne odmęty, odbierają życiodajny oddech, ale zarazem mamią i hipnotyzują. Jest tu także miejsce na bardziej melodyjne wariacje i nieco instrumentalnych pasaży, ale w żądnym razie nie tępi to pazura, jaki posiada ta muza. I teraz właśnie dochodzimy do wspomnianych wyżej zmian. Najnowsza propozycja Chaos Over Cosmos przy całej swej złożoności zdecydowanie bardziej zorientowana jest na zadziorny, jadowity, melodyjny Death Metal, co mnie osobiście bardzo odpowiada. Płytka ta ma bardziej bezpośredni szlif, w czym niewątpliwie spory udział mają agresywne partie nowego wokalisty i w przeciwieństwie do poprzedniego albumu, który doskonale poradziłby sobie bez udziału gardłowego, tym razem mają one zdecydowanie większy udział w budowaniu napięcia i kolorytu „The Silver…” Żeby jednak nie było zbyt słodko, to musi być w tej beczce miodu i łyżka dziegciu. Cały czas uważam, że zdecydowanie większy groove powinna mieć sekcja rytmiczna. Beczkom jak dla mnie zdecydowanie brakuje ciężaru, a i bas powinien się tu objawić, i to konkretny i mięsisty. To zdecydowanie zwiększyłoby pierdnięcie tego krążka i podniosło jego niszczycielskie walory. Może zatem warto następnym razem rozważyć zatrudnienie żywego pałkera i basisty? To jednak tylko taka moja mała dygresja. Mimo tego, że na co dzień preferuję zdecydowanie mocniejsze klimaty, to nowy album Chaos Over Cosmos uważam za płytę bardzo dobrą i z pełną świadomością mogę oświadczyć, że mi się podoba. Podobno największą wartość ma muzyka, która potrafi przekonać do siebie oponentów. Jeżeli tak rzeczywiście jest, to dźwięki z ostatnich dwóch płyt Chaos Over Cosmos można uznać za bardzo wartościowe, skoro potrafiły przekonać do siebie takiego starego ekstremistę i dziada kalwaryjskiego jak ja. Doskonały krążek z nowoczesnym, technicznym graniem. Oczekuję na kolejne produkcje.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz