wtorek, 31 sierpnia 2021

Recenzja WŸNTËR ÄRVŃ „Abysses”

 

WŸNTËR ÄRVŃ

„Abysses”

Antiq Records 2021

 

Nieczęsto w mym odtwarzaczu goszczą produkcje z gatunku Neofolk/Darkfolk/Neoclassical, a w takich właśnie klimatach obraca się francuski duet Wÿntër Ärvń. Lubię jednak od czasu do czasu zapuścić się na nieco inne terytoria muzyczne, celem złapania dystansu i przewietrzenia szarych komórek z codziennej rzezi. Nie są dla mnie problemem gatunkowe ramy, czy ograniczenia, gdyż tak naprawdę muzyka dzieli się na dobrą i złą niezależnie od tego, w jakiej szufladce ją umieścimy. Wracajmy jednak do dźwięków, jakie słyszymy na drugiej płycie żabojadów. „Abysses” to w pełni akustyczny, w 95% instrumentalny album (czyste wokale o ciekawej barwie intonowane przez pewną niewiastę i ponure, złowieszcze, mizantropijne warknięcia i krzyki pojawiają się dopiero pod koniec tego materiału), na którym poszczególne kompozycje tworzone są z pomocą klarnetu, instrumentów perkusyjnych, smyczków i gitary klasycznej. Nie jest to jednak płaskie, łzawe, amatorskie plumkanie, muzyka zawarta na tym albumie, mimo iż stosunkowo prosta ma warstwowy charakter i operuje sporą ilością barw i faktur, a co ciekawe swe inspiracje zespół czerpie z Black Metalu lat 90-tych.Sporo tu zatem ciekawych harmonii, zarówno jeżeli chodzi o pracę wiosła, jak i klarnetu, a niektóre struktury muzyki dawnej, gdzie na pierwszy plan wysuwa się wiolonczela w połączeniu z głębszymi, miarowymi uderzeniami bębna i innymi, delikatniejszymi instrumentami perkusyjnymi, dudami, czy drewnianymi dęciakami, oraz wzajemne oddziaływanie na siebie tych instrumentów tworzą na tej płycie nieco wysublimowany, tajemniczy, z lekka mistyczny klimat, jak i pewien swoisty rodzaj lęku i niepokoju. Jak zapewne się domyślacie największą siłą tej płyty (poza jej okładką, bo ta jest bardzo dobra) jest właśnie atmosfera, którą tworzy poszczególnymi kompozycjami. Mroku co prawda tu jak na lekarstwo, ale żalu, melancholii, nostalgii, smutku i tęsknoty w wielu odcieniach album ten oferuje na morgi i hektary. Z mojego punktu widzenia najciekawiej wypadły tu: cover Xasthur „Marcheurs de Mondes Dissonants” i zamykający płytkę „Quand Tombe le Jour” z racji swych najwyraźniejszych konotacji z Black Metalem i aury skłaniającej się ku ciemności, jaka otacza te wałki. Brzmienie tego materiału jest chyba takie, jakie powinno być w tym stylu. Dużo głębokich tonów, przestrzeń i odpowiednia czystość dźwięku, aby każdy instrument mógł bez przeszkód, odpowiednio wybrzmieć i przekazać to, co ma do przekazania. Jak wspominałem na początku, rzadko zapuszczam się w te muzyczne rejony, gdyż to nie moja bajka, niemniej „Abysses” przełknąłem bez większych problemów i było to na swój sposób ciekawe i relaksujące zarazem doświadczenie (momentami musiałem uważać, żeby nie puściły mi zwieracze), więc myślę, że mogę wystawić tej płytce zdecydowanie pozytywną notę, gdyż w swojej kategorii to z pewnością wyśmienity album. Każdy, kto zatem ma ochotę pogrążyć się w zadumie i kontemplacji, może śmiało sięgnąć po drugi album Wÿntër Ärvń, nie powinien być zawiedziony. Mnie na razie wystarczy, ale niewykluczone, że za czas jakiś, w chwili słabości powrócę jeszcze do twórczości francuskiego duetu, czas pokaże…

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz