Graves /
Grave of God
"Concilium"
Putrid
Cult 2019
Obrodziło
nam grobami na tym wydawnictwie. Aczkolwiek nie powinno to nikogo
dziwić, gdyż już sama nazwa labelu do czegoś w końcu
zobowiązuje. Któż z nas bowiem nie lubi zapachu gnijącego mięsa,
zwłaszcza takiego świeżo wydłubanego spod ziemi? Na najnowszym
splicie dwóch portugalskich hord takich rozkopanych dołów mamy
dokładnie dziewięć. Pierwsze pięć należy do kapeli, której
średnio zorientowanemu fanowi black metalu przedstawiać nie trzeba.
Graves, po dwóch demówkach i wyjątkowo dobrym debiucie uderza
ponownie by bezcześcić wszelkie świętości i pluć w twarz
każdego wyznawcy syna stolarza. Kto zna dotychczasową twórczość
tego zespołu, ten dokładnie wie czego się spodziewać na tym
splicie z ich strony. Gdyby typowanie cyfr do Lotto było tak
banalnie proste, byłbym już miliarderem. Panowie po raz kolejny
atakują najwyższej jakości black metalem głęboko zakorzenionym
we wczesnych latach dziewięćdziesiątych. Słychać tu wyraźnie,
iż wszystko zostało nagrane metodą DIY. Brzmienie tego materiału
jest syfiaste, garażowe lecz nie wykraczające poza granice
słyszalności czegokolwiek. Powiedziałbym, że jest to doskonały
sound dla tak plugawej muzyki jaką tworzy Graves. Ich utwory kojarzą
się ze stylem, jaki prezentował do pewnego czasu Darkthrone – ma
być chamsko, surowo a jednocześnie melodyjnie na swój
charakterystyczny sposób. I tak też w rzeczy samej jest. Chłopaki
nie bawią się w jakiekolwiek awangardy, grają swoje, głównie w
średnim tempie, chwilami nieco zwalniając. Wszystkiemu towarzyszy
obłąkany wokal, co sprawia, że puzzle zostają ułożone do
ostatniego klocka. Kolejne cztery utwory należą do nieznanego mi
uprzednio Graves of God. Obawiałem się, że będzie to jakaś lipa,
jednak okazuje się, że wiele rzeczy, które napisałem powyżej o
Graves można przypisać i temu zespołowi. A właściwie kolesiowi,
gdyż GoG to jednoosobowy projekt, poruszający się w bardzo
podobnych klimatach. Czyli też rządzi prymitywizm i stara szkoła.
Norweskie echa odbijają się od Grobu Boga z wielką siłą,
sprawiając iż słuchanie tych nagrań może przenieść nas na
półwysep o kształcie psa, dodatkowo cofając w czasie o dwie
dekady. Wszystko tutaj pięknie stuka i bzyczy i mimo iż nie jest to
absolutnie nic innowacyjnego, to ja jednak kocham takie "piosenki,
które już kiedyś słyszałem". Zwłaszcza w tak dobrym
wykonaniu. Mimo iż wszystkie utwory są do siebie niemal bliźniaczo
podobne, bujają niesamowicie i sprawiają od chuja radochy. Mogę z
nieczystym sumieniem powiedzieć, iż oba dzielące to wydawnictwo
zespoły serwują dokładnie taki rodzaj black metalu, jaki kocham
najbardziej. Łykam ten split bez popity i jestem pewny, że
wielokrotnie będę do niego wracał.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz