wtorek, 5 listopada 2019

Recenzja IMPERIAL CULT „Spasm of Light”

IMPERIAL CULT
„Spasm of Light”
Amor Fati Productions 2019


Zanim włączyłem debiutancką płytkę Holenderskiego Imperial Cult miałem dużo obaw. Wydawca określa muzykę zespołu jako Atmospheric Black Metal, a na albumie tym znajduje się tylko jeden, monstrualny, trwający prawie 34 minuty utwór. Obawiałem się zatem, że przyjdzie obcować mi z mdłym, przeciętnym, klimatycznym graniem, które wyżej chuja nie podskoczy. Kilkanaście sekund po wciśnięciu play przekonałem się dobitnie, jak bardzo się pomyliłem, bowiem wraz z początkiem „Spasm of Light” otwarły się przede mną wrota piekieł. Nie chodzi mi jednak o typowy obraz Piekła przepełnionego demonami, pełnego przeklętych duchów, władanego twardą ręką przez Rogatego Władcę. „Skurcz Światła” to raczej podróż do samego jądra ciemności, miejsca, w którym żyją wszystkie lęki, traumy i cierpienia. Ten stanowiący wyzwanie zarówno dla twórców, jak i odbiorców, długi wałek uderza z wielką gwałtownością i serwuje nam 34 minuty doznań, które balansują na granicy psychozy. Słyszane tu dźwięki są mocno surrealistyczne, rozmyte i jakby niewyraźne, co sprawia, że chwilami można stracić orientacje. Nie wiem, czy mam rację, ale wydaje mi się, że to, co stworzył zespół na swej pierwszej płycie, jest w dużej mierze improwizowane. To tak, jakby porwał nas ogromny, gwałtowny, szalejący, pochłaniający wszystko łącznie ze światłem, burzowy wir. Utwór ten, to w zasadzie wściekły, ciągle odnawiający się, nieustępliwy, powietrzny lej, który osiągając w końcu punkt krytyczny, imploduje z potworną siłą. Ta powtarzalność i cykliczna, obecna wszędzie mgiełka hałasu w tle tworzą ów efekt ogromnego cyklonu, który wciąga człowieka w obłędny trans, doprowadzając jego szare komórki do temperatury wrzenia. Rzeczywiście można muzykę Imperial Cult nazwać Atmosferycznym Black Metalem, jednak owa atmosfera jest zupełnie inna, niż się każdy spodziewa. Nie ma tu łzawego, przeintelektualizowanego pitolenia. Klimat panujący na „Spasm…” zbliżony jest raczej do siarczanych, trujących wyziewów prosto z kloaki Diabła. Dobra rzecz, ciekawe, w którą stronę pójdą Holendrzy na następnym albumie?

Hatzamoth

1 komentarz: