ORTHODOXY
„Novus Lux Dominus”
The Sinister Flame 2019
Kurwa!
Miałem sobie dziś odpuścić pisanie o muzyce, gdyż to zdecydowanie nie był mój
najlepszy dzień. Jestem fizycznie wyjebany, bo skończył się długi weekend,
psychicznie zdołowany, bo skończył się długi weekend i trzeba rano zapierdalać
do roboty, a jeszcze do tego w długi weekend fura mi się zjebała i jak na razie
do roboty muszę dymać komunikacją miejską, co nie
poprawia mojego samopoczucia. W chuj z takimi weekendami! Zrozumiałym jest
zatem, że chciałem sobie nieco poprawić humor. Zarzuciłem więc na słuchawki
debiutancki album Hiszpańskiego Orthodoxy i po chwili wiedziałem już, że trzeba
o tej produkcji wspomnieć małe co nieco, bowiem to naprawdę dobry materiał.
„Novus Lux Dominus” to 42 minuty ciężkiego, rozrywającego na strzępy, opartego
o klasyczne wzorce Death Metalu, przy dźwiękach którego mury Jerycha rozpadłyby
się niczym domek z kart. Sekcja z wywracającym flaki basem gniecie z potworną
siłą, wiosła sieją spustoszenie, sypiąc na nasze głowy spore ilości raniącego
dotkliwie gruzu i stłuczki szklanej, demoniczny, niski growling przecudnej
urody dopełnia to Diabelskie dzieło zniszczenia. Ta płytka wydaje się przy
pierwszym kontakcie nieco toporna, ale to, co pierwotnie wydaje się wadą, zanim
miną 42 minuty staje się zaletą, a owa toporna prostota sprawia, że albumu tego
chce się słuchać (przynajmniej ja tak mam). Gęste, brutalne, zainfekowane
surową zgnilizną brzmienie sprawia, że produkcja ta miażdży wszystko, co stanie
jej na drodze. Zaprawdę powiadam Wam, dużą przyjemność sprawił mi ten buldożer
z zębami rekina i dzięki temu przynajmniej wieczór tego ogólnie zjebanego dnia
był naprawdę przyjemny.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz