SEAX
„Fallout Rituals”
Shadow Kingdom Records 2019
Dawno,
bardzo dawno temu nie sprawdzałem, co tam słychać w klasycznym Speed Metalu.
Nadarzyła się ku temu okazja, gdy wylądował na moim recenzenckim stole czwarty
album długogrający kwartetu z Massachusetts. Przesłuchałem tę płytę od deski do
deski niemal jednym tchem i poczułem się jakby ktoś sprzedał mi serie bolesnych
ciosów po żebrach i poprawił solidnym kopniakiem w ryj. Ten album to Speed
Metalowa jazda na pełnej piździe! Nie ma mowy o lizaniu się po fiutach, łzawych
melodyjkach i lukrowanych kompozycjach dla kochających inaczej. Ta płyta jest
zadziorna, agresywna i nie bierze jeńców. Beczki do spółki z energetycznym
basem potrafią solidnie pogruchotać kości, jadowite, ostre, narowiste, kąśliwe
riffy uzupełniane piłującymi solówkami tną powietrze niczym brzytwy, a
cierpkie, bezlitosne, zawadiackie, awanturnicze wokale potrafią bardzo solidnie
przeorać beret. Momentami niektóre wokalne popisy kojarzą mi się nieco z tym,
co ze swym gardłem za młodzieńczych lat wyrabiał Pan Araya. Prócz klasycznego Speed
słyszymy tu troszkę tradycyjnego, korzennego Heavy, nieco surowego Thrash, a i
poletko z napisem Punk/Crossover także Seax odwiedza. Brzmienie albumu
szorstkie, mocne, przepełnione złością, ale zarazem klarowne i selektywne,
dzięki czemu produkcja ta posiada odpowiednią moc i siłę rażenia. Zespół
posiadł umiejętność pisania szybkich, chwytliwych piosenek o sporym ciężarze, z
których bezkompromisowa spontaniczność i energia wylewają się całymi wiadrami przy jednoczesnym zachowaniu własnej tożsamości, co
zdecydowanym ruchem ręki należy zapisać im po stronie plusów. Chłopaki nie
srają po krzakach, tylko dziarsko zapierdalają do przodu, zatem 42 minuty,
jakie trwa ta płyta zlatują szybko i bezproblemowo w atmosferze wzajemnego
szacunku i zaufania. Nie wiem, być może byłem już mocno zamulony brutalną
Death/Black Metalową sieką, ale na mnie „Fallout…” podziałał odświeżająco i
pozwolił złapać trochę dystansu, ale najważniejsze jest to, że ta płytka weszła
mi niczym dobrze schłodzona wódeczka i podoba mi się jak chuj. Jeżeli zatem
słysząc o Exciter, Agent Steel, Razor, Evil Invaders, czy Vulture twardnieją
Wam sutki, a w spodniach czujecie silny wzwód, to czwarta płyta Seax jest
skrojona idealnie dla Was. Speed ‘til Death!
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz