czwartek, 21 listopada 2019

Recenzja SEAX „Fallout Rituals”


SEAX
„Fallout Rituals”
Shadow Kingdom Records 2019


Dawno, bardzo dawno temu nie sprawdzałem, co tam słychać w klasycznym Speed Metalu. Nadarzyła się ku temu okazja, gdy wylądował na moim recenzenckim stole czwarty album długogrający kwartetu z Massachusetts. Przesłuchałem tę płytę od deski do deski niemal jednym tchem i poczułem się jakby ktoś sprzedał mi serie bolesnych ciosów po żebrach i poprawił solidnym kopniakiem w ryj. Ten album to Speed Metalowa jazda na pełnej piździe! Nie ma mowy o lizaniu się po fiutach, łzawych melodyjkach i lukrowanych kompozycjach dla kochających inaczej. Ta płyta jest zadziorna, agresywna i nie bierze jeńców. Beczki do spółki z energetycznym basem potrafią solidnie pogruchotać kości, jadowite, ostre, narowiste, kąśliwe riffy uzupełniane piłującymi solówkami tną powietrze niczym brzytwy, a cierpkie, bezlitosne, zawadiackie, awanturnicze wokale potrafią bardzo solidnie przeorać beret. Momentami niektóre wokalne popisy kojarzą mi się nieco z tym, co ze swym gardłem za młodzieńczych lat wyrabiał Pan Araya. Prócz klasycznego Speed słyszymy tu troszkę tradycyjnego, korzennego Heavy, nieco surowego Thrash, a i poletko z napisem Punk/Crossover także Seax odwiedza. Brzmienie albumu szorstkie, mocne, przepełnione złością, ale zarazem klarowne i selektywne, dzięki czemu produkcja ta posiada odpowiednią moc i siłę rażenia. Zespół posiadł umiejętność pisania szybkich, chwytliwych piosenek o sporym ciężarze, z których bezkompromisowa spontaniczność i energia wylewają się całymi wiadrami przy jednoczesnym zachowaniu własnej tożsamości, co zdecydowanym ruchem ręki należy zapisać im po stronie plusów. Chłopaki nie srają po krzakach, tylko dziarsko zapierdalają do przodu, zatem 42 minuty, jakie trwa ta płyta zlatują szybko i bezproblemowo w atmosferze wzajemnego szacunku i zaufania. Nie wiem, być może byłem już mocno zamulony brutalną Death/Black Metalową sieką, ale na mnie „Fallout…” podziałał odświeżająco i pozwolił złapać trochę dystansu, ale najważniejsze jest to, że ta płytka weszła mi niczym dobrze schłodzona wódeczka i podoba mi się jak chuj. Jeżeli zatem słysząc o Exciter, Agent Steel, Razor, Evil Invaders, czy Vulture twardnieją Wam sutki, a w spodniach czujecie silny wzwód, to czwarta płyta Seax jest skrojona idealnie dla Was. Speed ‘til Death!

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz