VULTUR
„Drowned in Gangrenous
Blood”
Memento Mori 2019
Grecki
Vultur swą drugą, pełną płytą potwierdza dobitnie, że jest zespołem
bezkompromisowym, przywiązanym do podstawowych wartości Death Metalu. Panowie w
dupie mają nowoczesne, polerowane w nieskończoność patenty i inne efekciarskie
dziwactwa, za to prawdziwie miłują potęgę, brutalną moc i bezkompromisowość
Metalu Śmierci. Drugi album tych czterech jegomości ubrany w cudownie mięsisty
i krwawy tytuł zachwyca dźwiękiem, który znakomicie omija
krzykliwe ozdoby, zachowując jednocześnie surową, zagęszczoną, mocarną estetykę
usianą ciepłymi, parującymi jeszcze wnętrznościami i cudownie słodką zgnilizną.
Wszystko, co tu słyszymy jest hołdem dla Old School’owego Death Metalu i
posiada niezaprzeczalny urok produkcji z początku lat 90-tych z pierwszymi
płytami Gorguts, Immolation, Autopsy, Cannibal Corpse, czy Morbid Angel na
czele. Ten klasycznie brutalny, przesiąknięty krwią album to doskonały kawał muzy,
dla tych, którzy uwielbiają mordercze, ciężkie beczki, wywlekający wnętrzności
bas, rozrywające riffy, chore harmonie i mroczny, niski, plujący flegmą
growling. Nikt tu nie ściga się ze światłem, choć siarczystych blastów nie
brakuje. Główny nacisk położono tu na ciężar, dzięki czemu produkcja ta
poniewiera z potworną siłą. „Drowned…” to prawie 37 minut wyśmienitego mielenia
mięcha i wszystkiego, cokolwiek jeszcze dostanie się do tej potwornej machiny
zagłady. Brzmienie, podobnie jak muzyka jest gęste, plugawe, zalatujące pleśnią
i trupem, co zresztą nadmieniłem już na początku tej recki.Brutalny rozpierdol
przecudnej urody. Nic dodać, nic ująć. Jak dla mnie rzecz do obowiązkowego
zakupu.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz