poniedziałek, 25 listopada 2019

Recenzja VULTUR „Drowned in Gangrenous Blood”


VULTUR
„Drowned in Gangrenous Blood”
Memento Mori 2019


Grecki Vultur swą drugą, pełną płytą potwierdza dobitnie, że jest zespołem bezkompromisowym, przywiązanym do podstawowych wartości Death Metalu. Panowie w dupie mają nowoczesne, polerowane w nieskończoność patenty i inne efekciarskie dziwactwa, za to prawdziwie miłują potęgę, brutalną moc i bezkompromisowość Metalu Śmierci. Drugi album tych czterech jegomości ubrany w cudownie mięsisty i krwawy tytuł zachwyca dźwiękiem, który znakomicie omija krzykliwe ozdoby, zachowując jednocześnie surową, zagęszczoną, mocarną estetykę usianą ciepłymi, parującymi jeszcze wnętrznościami i cudownie słodką zgnilizną. Wszystko, co tu słyszymy jest hołdem dla Old School’owego Death Metalu i posiada niezaprzeczalny urok produkcji z początku lat 90-tych z pierwszymi płytami Gorguts, Immolation, Autopsy, Cannibal Corpse, czy Morbid Angel na czele. Ten klasycznie brutalny, przesiąknięty krwią album to doskonały kawał muzy, dla tych, którzy uwielbiają mordercze, ciężkie beczki, wywlekający wnętrzności bas, rozrywające riffy, chore harmonie i mroczny, niski, plujący flegmą growling. Nikt tu nie ściga się ze światłem, choć siarczystych blastów nie brakuje. Główny nacisk położono tu na ciężar, dzięki czemu produkcja ta poniewiera z potworną siłą. „Drowned…” to prawie 37 minut wyśmienitego mielenia mięcha i wszystkiego, cokolwiek jeszcze dostanie się do tej potwornej machiny zagłady. Brzmienie, podobnie jak muzyka jest gęste, plugawe, zalatujące pleśnią i trupem, co zresztą nadmieniłem już na początku tej recki.Brutalny rozpierdol przecudnej urody. Nic dodać, nic ująć. Jak dla mnie rzecz do obowiązkowego zakupu.

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz