Ancient Flame
„Tyrant Blood”
Morbid Chapel Rec. 2019
Zabierałem się do tej płyty jak pies do jeża. Amerykański
black metal nie jest bowiem gatunkiem, który ubóstwiam i czczę na potęgę. Jeśli
dodatkowo zespół jest jednoosobowym projektem, to już w ogóle z góry nie ma u
mnie zazwyczaj najmniejszych szans. No ale jeśli ktoś przysyła płytę do
recenzji, to musi się z tym liczyć, że najwyżej dostanie nią z powrotem między
oczy. Na szczęście w przypadku Ancient Flame nic takiego nie nastąpiło, a
szkoda, bo byłoby przynajmniej widowiskowo. „Tyrant Blood” to niemal trzy
kwadranse muzyki, która na szczęście nie pachnie jedynie lasem. Mamy tutaj do
czynienia z dźwiękami zdecydowanie bardziej kojarzącymi się z Półwyspem
Skandynawskim niż nieumiejętnymi próbami zagrania czarciego metalu na
amerykańską modłę. Zawarte na albumie siedem utworów to chłodne, utrzymanymi
przeważnie w średnim tempie melodie mocno nawiązujące do lat
dziewięćdziesiątych. Każdy z nich jest dość przemyślany u poukładany tak, by
nie nużył. Gdzieniegdzie przemknie w tle jakiś klawiszowy pasaż, w innym
miejscu pojawi się motyw akustyczny. Żadne w sumie odkrywanie (nomen omen)
Ameryki, lecz na tyle zgrabnie skomponowane, by nie nudziło i nie powodowało
odruchu wymiotnego. Co więcej, chwilami Ancient Flame kojarzy mi się mocno z
Bathory z wikińskiego okresu, jak choćby w czwartym na płycie „The Druid”, a
wtedy robi się naprawdę ciekawie. Wokalnie rewolucji także nie ma, człowiek
odpowiedzialny za omawiany projekt, nijaki James Lipczyński, używa do przekazu
typowego black metalowego skrzeku. Słuchać, że chłop nowicjuszem nie jest i
instrumenty potrafi obsługiwać na poziomie nieco wyższym niż podstawowy. Brzmienie
„Tyrant Blood” jest czytelne, lecz zdecydowanie analogowe co oczywiście też
przemawia na plus. Mimo mojego wstępnego uprzedzenia przesłuchałem debiut
Ancient Flame kilka razy bez ziewania, to już jakiś sukces. Pewnie, że nie jest
to żadne mistrzostwo świata i album ten na pewno nie jest przełomowy dla
gatunku. Nie jest też jednak słaby. Jak dla mnie to taki typowy średni
ligowiec. Zakładając, że są tam gdzieś fani, którzy łykają tego typu granie jak
ja łykam niemal każdy kolejny klon Blasphemy, wiem, że „Tytant Blood”
niejednemu sprawi kupę radochy.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz