ENSNARED
„Inimicus Generis Humani”
Invictus Productions 2020
Muszę
przyznać, że mam z tą płytą solidny zgryz. Z jednej strony znajdziemy tu bardzo
dobry, gęsty Death Metal osadzony mocno w kanonach gatunku, a z drugiej
instrumentalne pitolenia występujące pomiędzy konkretnymi strzałami, które
sprawiają, że napięcie opada. To trochę tak, jakby jakaś pannica namiętnie
ssała Ci pałę, by blisko punktu kulminacyjnego zacząć nagle opowiadać jakiem
marki tusz do powiek jest najlepszy i dlaczego. Sami przyznacie, że taka
sytuacja to dramat. Zajmijmy się jednak najpierw tym, co dobre na tej produkcji.
Gdy muzycy Ensnared decydują się grać, to robią to bardzo dobrze. Gęsty,
smolisty, okultystyczny, zaprawiony nieco gruzem Death Metal poniewiera
konkretnie. Jest to granie głęboko usytuowane na przełomie lat osiemdziesiątych
i dziewięćdziesiątych, w którym mieszają się wpływy amerykańskie i
skandynawskie. Prócz brutalnego pierdolnięcia jest tu także obecny duszny,
zadymiony, diaboliczny klimat. Słychać głęboki, wręcz poddańczy ukłonów stronę starego Morbid Angel, który
przenikają także wpływy Grotesque, Necrovore, czy Treblinka. Mroczne, obskurne
wibracje, jakie niesie ze sobą ta muzyka mają także pewne
punkty wspólne z twórczością Venenum, Ascended Dead, bądź Vorum. Kurwa, no naprawdę potrafi się wkręcić w
zwoje mózgowe ta muza i solidnie je przeorać. Teraz o tym, do czego piję, czyli
te nieszczęsne, instrumentalne miniaturki. Same w sobie nie są one złe, niby
uspokajają i wyciszają, ale zarazem wprowadzają w pewien trans i słuchając ich,
człowiek wie, że zaraz tu coś
pierdolnie. No i wszystko ładnie, pięknie, tylko jak dla mnie to plumkanie jest
każdorazowo nieco za długie. Myślę, że gdyby skrócić je o połowę, efekt
globalny byłby lepszy, a płyta równiejsza i bardziej skondensowana. Mimo
wszystko coś w sobie ma ten album, jestem już po dobrych dziesięciu odsłuchach
i cały czas mam ochotę na następne, gdyż każdorazowo odkrywam jakieś nowe
smaczki i barwy, które wcześniej mi umykały. Nie jest to płyta na jedno
posiedzenie, to więcej niż pewne. Biorąc zatem pod uwagę wszystkie „za i
przeciw”, po chwili namysłu stwierdzam, że czynników „za” jest więcej i pomijając
pewne, moje drobne zastrzeżenia mówię tej płycie zdecydowane TAK.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz