czwartek, 27 lutego 2020

Recenzja Nawaharjan "Lokabrenna"


Nawaharjan
"Lokabrenna"
Amor Fati 2020

Nie wiem, czy są wśród was jacyś fani zespołu, którzy wyczekiwali debiutanckiego albumu Nawaharjan. Jeśli tak, to szacun za cierpliwość. Od wydanej przez zespół EP-ki "Into the Void" minęło bowiem dziewięć długich lat. Przez niemal dekadę Niemcy tworzyli godzinne dzieło oparte na ciemnych aspektach germańskiej mitologii, składające się z dziewięciu hymnów pochwalnych dla Lokiego. Album rozpoczyna bezceremonialne pierdolnięcie z grubej rury. Bez bawienia się w zbędne introdukcje, "Werassuz" od razu uderza z pełną mocą przypominając mi bezpośrednio moc, z jaką zaatakowała mnie swego czasu "Adimiron Black" norweskiej Gehenny. Ostre jak brzytwa gitary wycinają lodowate, dość chwytliwe riffy o zdecydowanie skandynawskim zabarwieniu którym towarzyszy jadowity wokal. Nie brzmi on jednak jak pospolity czarci wrzask, jest nieco bardziej stonowany, acz nie mniej intrygujący. Wyraziste akordy zagrane na oszronionych strunach przeszywają niczym lodowe sztylety, wbijając się głęboko w klatkę piersiową mieszanką melodii i nieokiełzanej agresji. Atakują czystej wody black metalem w starym stylu, bez zabawiania się brzydko z innymi gatunkami muzycznymi, lekko hipnotyzując i wgryzając głęboko z zwoje mózgowe. Poszczególne utwory utrzymane są zdecydowanie w szybszym tempie, jednak przewija się tutaj też sporo transowych zwolnień i chwilowych zrywów osiągających szybkość światła, przez co materiał ten nie jest absolutnie jednostajny czy powtarzalny. Nawaharjan potrafią jednocześnie oczarować i pogryźć do krwi niczym rozwścieczony pies. Dzięki temu ich muzyka nie wylatuje od razu drugim uchem, lecz zostaje w głowie na dłużej. Brzmienie tego krążka jest bardzo czytelne, jednak nie przekraczające tej cienkiej linii nowoczesności, od której czasem chce się rzygać. Czuć, że "Lokabrenna" wypływa z jego twórców w sposób nad wyraz naturalny i niewymuszony. Z każdym kolejnym odsłuchem ten album przynosi coraz więcej przyjemności, odkrywa coraz więcej tajemnic... Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że jest to najlepszy black metalowy materiał od naszych zachodnich sąsiadów jaki słyszałem od bardzo długiego czasu. Mimo iż trwa bitą godzinę, przemija jak z bata strzelił. Bardzo udany debiut z którego bije wściekłość i gniew. Zdecydowanie trzeba mieć na ten band oko w przyszłości. Mam tylko nadzieję, że następca "Lokabrenna" ujrzy ciemność nocy wcześniej niż za kolejne dziewięć lat.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz