Nawaharjan
"Lokabrenna"
Amor
Fati 2020
Nie
wiem, czy są wśród was jacyś fani zespołu, którzy wyczekiwali
debiutanckiego albumu Nawaharjan. Jeśli tak, to szacun za
cierpliwość. Od wydanej przez zespół EP-ki "Into the Void"
minęło bowiem dziewięć długich lat. Przez niemal dekadę Niemcy
tworzyli godzinne dzieło oparte na ciemnych aspektach germańskiej
mitologii, składające się z dziewięciu hymnów pochwalnych dla
Lokiego. Album rozpoczyna bezceremonialne pierdolnięcie z grubej
rury. Bez bawienia się w zbędne introdukcje, "Werassuz"
od razu uderza z pełną mocą przypominając mi bezpośrednio moc, z
jaką zaatakowała mnie swego czasu "Adimiron Black"
norweskiej Gehenny. Ostre jak brzytwa gitary wycinają lodowate, dość
chwytliwe riffy o zdecydowanie skandynawskim zabarwieniu którym
towarzyszy jadowity wokal. Nie brzmi on jednak jak pospolity czarci
wrzask, jest nieco bardziej stonowany, acz nie mniej intrygujący.
Wyraziste akordy zagrane na oszronionych strunach przeszywają niczym
lodowe sztylety, wbijając się głęboko w klatkę piersiową
mieszanką melodii i nieokiełzanej agresji. Atakują czystej wody
black metalem w starym stylu, bez zabawiania się brzydko z innymi
gatunkami muzycznymi, lekko hipnotyzując i wgryzając głęboko z
zwoje mózgowe. Poszczególne utwory utrzymane są zdecydowanie w
szybszym tempie, jednak przewija się tutaj też sporo transowych
zwolnień i chwilowych zrywów osiągających szybkość światła,
przez co materiał ten nie jest absolutnie jednostajny czy
powtarzalny. Nawaharjan potrafią jednocześnie oczarować i pogryźć do krwi niczym rozwścieczony pies. Dzięki temu ich muzyka nie
wylatuje od razu drugim uchem, lecz zostaje w głowie na dłużej.
Brzmienie tego krążka jest bardzo czytelne, jednak nie
przekraczające tej cienkiej linii nowoczesności, od której czasem
chce się rzygać. Czuć, że "Lokabrenna" wypływa z jego
twórców w sposób nad wyraz naturalny i niewymuszony. Z każdym
kolejnym odsłuchem ten album przynosi coraz więcej przyjemności,
odkrywa coraz więcej tajemnic... Jestem w stanie zaryzykować
stwierdzenie, że jest to najlepszy black metalowy materiał od
naszych zachodnich sąsiadów jaki słyszałem od bardzo długiego
czasu. Mimo iż trwa bitą godzinę, przemija jak z bata strzelił.
Bardzo udany debiut z którego bije wściekłość i gniew.
Zdecydowanie trzeba mieć na ten band oko w przyszłości. Mam tylko
nadzieję, że następca "Lokabrenna" ujrzy ciemność nocy
wcześniej niż za kolejne dziewięć lat.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz