Ignivomous
„Hieroglossia”
NWN!
2019
Do
odsłuchu tego albumu zabierałem się jak pies do jeża.
Prawdopodobnie dlatego, iż po świetnym debiucie, drugi album
„Contragenesis” nieco mnie rozczarował. Obawiałem się, iż tym
razem może być jeszcze słabiej. Ostatecznie jednak stwierdziłem,
że lepiej spodziewać się po zespole mniej i się ewentualnie
zaskoczyć, niż nieprzyjemnie rozczarować przy rozdmuchanych
oczekiwaniach. Co zatem nowego przynoszą trzy kwadranse muzyki na
„Hieroglossa”? Nic. Dobrze to i źle zarazem. Dobrze, bo
doskonale słychać, że to nadal Ignivomous. Australijczycy traktują
nas bezpośrednim death metalem, waląc po ryju raz wolniej,
kojarzącymi się z Incantation i gniotącymi jaja akordami, by za
chwilę przyspieszyć i rozjechać niczym rozpędzony czołg. Rzecz w
tym, że za mało jest według mnie na tym albumie fragmentów
przykuwających większą uwagę. Zwłaszcza w tych szybszych
partiach mamy tu ścianę dźwięku z bulgoczącym wokalem i nieco
wycofanymi świdrującymi solówkami, z których czasami wyłoni się
jakiś riff w stylu Portal czy Immolation, więc teoretycznie brzmi
to zachęcająco. Szkopuł taki, że odnoszę wrażenia jakby
chłopakom chwilami brakowało pomysłu na dokończenia rozpoczętej
myśli i zamiast budować solidny mur ,cegła po cegle, zaczynają
wypełniać fragmenty utworów pianką rozporową. Są one przez to
poniekąd banalne i przewidywalne. Nie znaczy to jednak, że jest to
płyta do ziewania. Jak mawiał klasyk „momenty są”, zwłaszcza
w gniotących trzewia zwolnieniach. Jednak od tego konkretnego
zespołu można oczekiwać zdecydowanie więcej. W moim osobistym
rankingu Ignivomous spadł niestety ligę niżej i bez silnych
wzmocnień na awans się nie zanosi. Zagorzali fani zapewne łykną
ten album bez marudzenia i wyzwą mnie od gejów i komunistów. Ale
nawet to nie zmieni mojego zdania iż jest to krążek jedynie
solidny.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz