PROSCRITO
„Llagas
Y Estigmas”
Memento
Mori 2020
No, ładnie zaczyna
nam się rozkręcać Anno Bastardi 2020. W muzyce metalowej zaczyna
solidnie bulgotać na wielu scenach i w wielu gatunkach. Niewątpliwie
sporą cegiełkę do tego zamieszania dokłada swym debiutanckim
albumem hiszpańskie trio Proscrito. Gniotą chłopaki tak, że aż
kości trzeszczą, a tkanki miękkie zmieniają swe struktury.
„Llagas Y Estigmas” to album pełen ciężkich, klasycznie
skonstruowanych, zawiesistych Doom/Death Metalowych dźwięków.
Muzyka, którą tu słyszymy, jest naprawdę paskudna, ziarnista i
przytłaczająca, z powolnymi przez większość czasu tempami i
pogrzebową, gęstą atmosferą. Oczywiście panowie nie uciekają od
nieco szybszych, bardziej agresywnych partii, jednak fundamentem ich
twórczości jest tradycyjny, miażdżący walec. Za taki stan rzeczy
w głównej mierze odpowiada okrutnie bijąca, mocna, tłusta
perkusja, która wspomagana rytmicznym, potężnym basem niszczy w
pizdu. Brudne, ponure wiosła również robią doskonałą robotę,
strugając smoliste riffy z ołowianym rdzeniem znajdującym się
głęboko w klasyce gatunku, podobnie, jak i wokalista, którego
niski, mroczny, gardłowy growling i uzupełniające tę grobową
układankę, przepełnione agresją, kontrastujące z obskurnymi
pomrukami, wyższe wokale powodują, że gęstnieje krew i wywracają
się wnętrzności. W tym niosącym śmierć zestawie nieco odróżnia
się ostatni na płycie, instrumentalny, monolityczny „Pentalgia”
ocierający się bardziej o stylistykę Funeral Doom/Drone. Wylewa
się z tego wałka lepki mrok, a cały utwór dosłownie cuchnie
grobem. Produkcją zajął się Javi Félez i stworzył coś, co
brzmi brutalnie, surowo, wali old school’em i ma potworny groove z
nowoczesną estetyką, która uwypukla bardziej melodyjne akcenty.
Dobra robota. Proscrito na swym pierwszym długograju utrzymuje
równowagę i doskonale balansuje pomiędzy ciężkim, mrocznym
metalem późnych lat 80-tych i bardziej współczesnymi produkcjami
z nurtu Death/Doom, toteż można tu znaleźć wspólny mianownik dla
dźwięków znanych z dokonań Black Sabbath, Saint Vitus,
Hellhammer, Winter, Necro Shizma, Goatlord i Autopsy z okresu „Mental
Funeral” z twórczością wczesnego Paradise Lost, czy choćby
Hooded Menace. Zaprawdę, kurewsko dobra w swej niszy to płyta,
będąca zarazem małym wehikułem czasu. Zdecydowana rekomendacja.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz