sobota, 1 lutego 2020

Recenzja Lurker of Chalice "Tellurian Slaked Furnace"


Lurker of Chalice
"Tellurian Slaked Furnace"
NWN! 2020

"Mrozu ni ma, śniegu ni ma, gdzie ta pierdolona zima?"... Chyba jakoś tak szedł ten wierszyk, co go dostałem ostatnio od dowcipaśnej znajomej. No ale fakt faktem, pogodę mamy jesienną i czasem dla odpoczynku człowiek ma ochotę posłuchać czegoś mniej "metalowego". Tak się idealnie złożyło, że NWN! przygotowało właśnie nowe/stare wydawnictwo amerykańskiego Lurker of Chalice. Stare, bo cześć materiału tu zawartego pochodzi z wydanych dość dawno już taśm demo, nowe gdyż część utworów nie została nigdy wcześniej oficjalnie opublikowana. Summa summarum jest tego łącznie aż siedemdziesiąt minut. Idealna dawna nostalgii perfekcyjnie wkomponowującej się w towarzyszącą nam za oknem aurę. Dwanaście zamieszczonych na tym albumie utworów to w zasadzie utwory instrumentalne. Piszę "w zasadzie", gdyż wokale pojawiają się tu w ilościach iście śladowych w postaci szeptów, krzyków czy mrocznych recytacji. Sama muzyka z kolei to istna podróż przez najciemniejsze zakamarki umysłu tworzącego ją Wrestą, człowieka doskonale znanego z kilku innych projektów, których to nazw nie będę tu wypisywał. Otrzymujemy tu niezwykle melancholijne a jednocześnie owinięte ciemnym welonem tajemniczości ambientowe pasaże, wzbogacane przez bardzo oszczędnie użyte gitary, głównie w postaci akustycznej. Nie jest to jednak żadne przynudzanie czy powtarzanie w kółko tego samego motywu. Te dźwięki wciągają niczym bagno, powolutku i systematycznie wzbudzając co raz to większą atencję. Czasami pierwsze skrzypce przejmuje bardziej dosadna elektronika, momentami pojawia się cięższy gitarowy riff, choć tych akurat jest równie mało, co wokalnych ekspresji. Perkusja, pojawiająca się w niektórych utworach, wybrzmiewa w tle ociężale lecz dostojnie. Można powiedzieć, że cały album jest przede wszystkim ponury i niepokojący, mizantropijny i do szpiku kości osobisty. Mimo iż nie jest krótki, przelatuje w zasadzie przez głowę szybciej niż zdążymy się zorientować. Jest pełen niesamowitych pomysłów i do bólu intrygujący. Może nie jestem wielkim fanem takiego grania, jednak obiektywnie przyznaję, że "Tellurian Slaked Furnace" ma w sobie to coś, co powoduje chwilę zadumy, pozwala leczyć rany po ciągłym obcowaniu z typowo metalowym nakurwem. Co by wiele nie gadać, ta płyta jest po prostu bardzo oryginalna i wciągająca. Warto czasem sięgnąć po coś odmiennego. Zapewne zaopatrzę się w ten krążek i mimo iż nie będę do niego wracał bardzo często, pozwoli mi nie raz odbyć podróż do... No właśnie, sam nie wiem dokąd. Jednak gdziekolwiek to jest, podoba mi się tam.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz