Lurker of Chalice
"Tellurian
Slaked Furnace"
NWN!
2020
"Mrozu
ni ma, śniegu ni ma, gdzie ta pierdolona zima?"... Chyba jakoś
tak szedł ten wierszyk, co go dostałem ostatnio od dowcipaśnej
znajomej. No ale fakt faktem, pogodę mamy jesienną i czasem dla
odpoczynku człowiek ma ochotę posłuchać czegoś mniej
"metalowego". Tak się idealnie złożyło, że NWN!
przygotowało właśnie nowe/stare wydawnictwo amerykańskiego Lurker of Chalice. Stare, bo cześć materiału tu zawartego pochodzi z
wydanych dość dawno już taśm demo, nowe gdyż część utworów
nie została nigdy wcześniej oficjalnie opublikowana. Summa summarum
jest tego łącznie aż siedemdziesiąt minut. Idealna dawna
nostalgii perfekcyjnie wkomponowującej się w towarzyszącą nam za
oknem aurę. Dwanaście zamieszczonych na tym albumie utworów to w
zasadzie utwory instrumentalne. Piszę "w zasadzie", gdyż
wokale pojawiają się tu w ilościach iście śladowych w postaci
szeptów, krzyków czy mrocznych recytacji. Sama muzyka z kolei to
istna podróż przez najciemniejsze zakamarki umysłu tworzącego ją
Wrestą, człowieka doskonale znanego z kilku innych projektów,
których to nazw nie będę tu wypisywał. Otrzymujemy tu niezwykle
melancholijne a jednocześnie owinięte ciemnym welonem tajemniczości
ambientowe pasaże, wzbogacane przez bardzo oszczędnie użyte
gitary, głównie w postaci akustycznej. Nie jest to jednak żadne
przynudzanie czy powtarzanie w kółko tego samego motywu. Te dźwięki
wciągają niczym bagno, powolutku i systematycznie wzbudzając co
raz to większą atencję. Czasami pierwsze skrzypce przejmuje
bardziej dosadna elektronika, momentami pojawia się cięższy
gitarowy riff, choć tych akurat jest równie mało, co wokalnych
ekspresji. Perkusja, pojawiająca się w niektórych utworach,
wybrzmiewa w tle ociężale lecz dostojnie. Można powiedzieć, że
cały album jest przede wszystkim ponury i niepokojący,
mizantropijny i do szpiku kości osobisty. Mimo iż nie jest krótki,
przelatuje w zasadzie przez głowę szybciej niż zdążymy się
zorientować. Jest pełen niesamowitych pomysłów i do bólu
intrygujący. Może nie jestem wielkim fanem takiego grania, jednak
obiektywnie przyznaję, że "Tellurian Slaked Furnace" ma w
sobie to coś, co powoduje chwilę zadumy, pozwala leczyć rany po
ciągłym obcowaniu z typowo metalowym nakurwem. Co by wiele nie
gadać, ta płyta jest po prostu bardzo oryginalna i wciągająca.
Warto czasem sięgnąć po coś odmiennego. Zapewne zaopatrzę się w
ten krążek i mimo iż nie będę do niego wracał bardzo często,
pozwoli mi nie raz odbyć podróż do... No właśnie, sam nie wiem
dokąd. Jednak gdziekolwiek to jest, podoba mi się tam.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz