środa, 5 lutego 2020

Recenzja EHLDER „Nordabetraktelse”


EHLDER
„Nordabetraktelse”
NordvisProduktion 2019

Po otwarciu pakietu promocyjnego tej płyty pierwsze, co napotkałem to fotka strasznego kolesia dzierżącego magiczny zapewne kostur z twarzą wymalowaną w barwy wojenne, odzianego w sweterek wyjęty żywcem z naszej Cepelii i kamizelkę zrobioną z futerka jakiegoś biednego zwierzęcia, którego wzrok ma zapewne zasiać strach w sercach wrogów wszelkiego asortymentu. Poważna sprawa, pomyślałem sobie i postanowiłem zgłębić nieco temat. Okazało się, że owym groźnym jegomościem, który w zasadzie w całości odpowiada za ten projekt jest Stefan Sandström znany również jako Graav lub Graavehlder, który zdzierał swą gardziel i wypluwał płuca m.in. w Armagedda, czy LIK. Odezwały się w nim pierwotne instynkty, zapragnął pobiegać trochę po lesie, zaśpiewać przy ognisku kilka pieśni i tak oto powstał Eldher. Odkładając żarty na bok, debiutancki album tego zespołu zatytułowany „Nordabetraktelse” to całkiem niezłe, solidne granie, pod warunkiem oczywiście, że ktoś lubi leśny Black Metal. Drzew i krzewów tu faktycznie sporo, ale wędrówka przez ten las nie boli i jest umiarkowanie przyjemna. Udeptanych traktów tu bowiem sporo, choć niektóre są mocno zarośnięte lub przesłonięte rozłożystymi koronami drzew. Jednak, gdy dobrze się rozejrzeć, to i prawdziwka znaleźć można, a i jakaś zbłąkana kuna, borsuk, czy lis czmychnie nam spod buta. Dobra, wystarczy tych obrazowych porównań. Muzycznie natomiast obcujemy tu z równą, wyważoną sekcją, surowymi riffami o transowym charakterze i wokalami, których sinusoida waha się od agresywnego, emocjonalnego krzyku po czyste zaśpiewy, na jakie mogliśmy się natknąć na płytach Storm, czy Isengard. Spotykamy tu również struktury inspirowane tradycyjnymi, nordyckimi pieśniami ludowymi i rytmy o szamańskim, nieco rytualnym wręcz charakterze. Niektóre riffy grane są w różnych skalach i jakby nierównych odstępach czasowych, jednak patenty te wykorzystywane są w umiejętny, charakterystyczny sposób, więc brzmią naturalnie i organicznie. Nad całością unosi się pogański klimat, szacunek i podziw dla sił natury iwierzeń, jakie onegdaj królowały na tych ziemiach, jednak płyta ta ma wyraźnie prymitywny, surowy, atawistyczny charakter, również dzięki tekstom, które stworzono w ojczystym języku Graav’a. Fani wczesnego Ulver, In The Woods…, czy Arckanum powinni przyswoić sobie ten album bez większych problemów. Tego typu grania słucham niewiele i raczej rzadko, więc nie uważam się za eksperta, ale dla mnie „Nordabetraktelse” to warta posłuchania, uczciwa, mocno zaangażowana, dobra płyta z Pagan/Black Metalem. Niektórzy twierdzą, że to najlepsza produkcja, jaka ukazała się w tym gatunku na przestrzeni kilku ostatnich lat. Kto wie, może to i prawda…?
Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz