wtorek, 12 maja 2020

Recenzja ODIOUS MORTEM „Synesthesia”


ODIOUS MORTEM 
„Synesthesia” 
Willowtip Records 2020






Długo zajęło panom z Odious Mortem stworzenie swej trzeciej płyty długogrającej. Minęło przecież 13 lat od wydanej w 2007 roku „Cryptic Implosion”. Nie będziemy zagłębiać się, dlaczego przyszło nam tak długo czekać na kolejny album amerykańców, najważniejsze, że w końcu jest i powiadam Wam, „Synesthesia” to imponująca płyta, która sponiewierała mnie totalnie i spuściła taki łomot, że długo nie mogłem pozbierać z gleby swych marnych szczątków. Krążek ten wypełnia najwyższej jakości Techniczny Brutal Death Metal. To prawdziwie szalony, gwałtowny, bezwzględny, miażdżący kości, monolityczny rozpierdol, który niszczy obiekty z siłą potężnego wyładowywania atmosferycznego. Żywo brzmiące, organiczne, zakręcone beczki wspomagane przyjemnie bulgoczącym basem gniotą potężnie, kawalkada precyzyjnych, wirujących, pozawijanych, rozrywających riffów w towarzystwie wybornych, dopracowanych solówek uzależnia i sieje prawdziwe spustoszenie pod potylicą, a dzieła zniszczenia dopełnia klasyczny, mocarny growling. Można zaryzykować stwierdzenie, że muzyka, jaką słyszymy na „Synesthesia”, to w pewnym stopniu połączenie Suffocation ze "Spawn of Possession" oraz lekką domieszką Necrophagist i Decrepit Birth, choć oczywiście to tylko moja chora wyobraźnia podpowiada mi ten mariaż. Plastiku i sterylności tu nie uświadczysz, choć brzmienie jest selektywne. Ma to wszystko jednak odpowiednią moc i dużą siłę rażenia, więc płytka kopie aż miło. Jeden aspekt jest tu niezwykle ważny. Technika nie jest na tej produkcji celem samym w sobie, zespół nie skupia się jedynie na palcówce po gryfach, czy połamanych strukturach rytmicznych i ogólnej masturbacji nad instrumentami. Chłopaki zwracają uwagę na walory muzyczne stworzonych przez siebie wałków, wybierają bardziej oldschoolowe podejście do tego gatunku i pamiętają, że swą muzykę tworzą przede wszystkim dla fanów, a nie dla samych siebie, czy innych muzyków, choć nie da się ukryć, że technicznego rzępolenia jest tu na morgi i hektary. Trochę czasu trzeba tej płycie poświęcić, to fakt, ale warto to uczynić, albowiem to świetny album i basta! Fani wymienionych w tej recenzji zespołów, czy też grup pokroju Rivers of Nihil, Origin, Obscura mogą łykać tę płytkę niczym pelikany. Dla mnie to także zakup obowiązkowy. 
Hatzamoth 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz