niedziela, 24 maja 2020

Recenzja ZOS "Zos"


ZOS
"Zos"
Old Temple 2020

Od kilku dni kręci się w moim odtwarzaczu krążek zespołu o którym w zasadzie niewiele wiadomo. Poza tym, że są to nasi krajanie a ich debiutancki krążek wyszedł właśnie nakładem Old Temple dalszych informacji nie uświadczysz. Nie jest to jednak żadne novum, że zespoły wolą by słuchacz skupił się jedynie na muzyce a nie personaliach, a w tym konkretnym przypadku skupiać się jest na czym. "Zos" to rytuał w pięciu aktach i nie bez celu używam tutaj tego słowa, gdyż dźwięki których jest nam tu dane doświadczyć wykraczają daleko poza ogólnie postrzeganie muzyki jako takiej. "Zos" to pewnego rodzaju duchowa podróż w nagłębsze otchłanie ludzkiej świadomości. Wszystko tutaj toczy się bardzo powoli. Wielokrotnie powtarzane fragmenty hipnotyzują i wprowadzają w stan otępienia. Są niczym plastikowa torba zaciśnięta na naszej głowie. Początkowo zdają się być bezbarwne i nijakie, jednak po dłuższej chwili zaczyna pojawiać się zaniepokojenie, następnie strach, przerażenie i wizje wykraczające poza codzienną wyobraźnię. Zaczynamy odpływać wraz z powolnymi akordami i zauważać rzeczy o których obecności nie mieliśmy dotąd pojęcia. Muzyka ZOS oparta jest głównie na transie i stopniowo, krok za krokiem, budowanym klimacie niebycia. Wokale pojawiają się tutaj w bardzo oszczędnej ilości, kiedy jednak są, najczęściej przemawiają tajemniczym głosem, szepcząc do ucha "czekamy na ciebie po drugiej stronie!". Na tym albumie nie ma agresji,nie ma miłości, nie ma Boga, nie ma Szatana, jest jedynie nieunikniona, uśmiechająca się do nas śmierć. Bardzo dużo tu patentów wciągających niczym bagno, wtapiających się w głowę i powodujących powolne zatracanie się w odmętach nicości. Momentami klimat tworzony przez ZOS kojarzy mi się z debiutem Unholy, jednak dźwięki zawarte na tym krążku są o wiele bardziej różnorodne. W zasadzie każdy następny odsłuch tych pięciu numerów powoduje coraz to większe od nich uzależnienie a ich brak wywołuje narkotyczny głód. Poszczególne kompozycje są niemal idealnie wyważone, tak aby nie nużyły lecz pozostawiały lekki niedosyt i aby chciało się do nich wracać. Wiem, że piszę głównie o odczuciach a mało o muzyce, jednak ten krążek, jak już wspomniałem, to nie tylko dźwięki. Ten album jest jak zaklęcie pod wpływem którego każdy doświadczy wrażeń o wiele bogatszych. Po niemal genialnym albumie Whalesong Old Temple wydało kolejny materiał który wywołał u mnie autentyczne ciarki. Jeśli szukacie mocnych wrażeń – sięgajcie po niego bez wahania.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz