ZOS
"Zos"
Old
Temple 2020
Od
kilku dni kręci się w moim odtwarzaczu krążek zespołu o którym
w zasadzie niewiele wiadomo. Poza tym, że są to nasi krajanie a ich
debiutancki krążek wyszedł właśnie nakładem Old Temple dalszych
informacji nie uświadczysz. Nie jest to jednak żadne novum, że
zespoły wolą by słuchacz skupił się jedynie na muzyce a nie
personaliach, a w tym konkretnym przypadku skupiać się jest na
czym. "Zos" to rytuał w pięciu aktach i nie bez celu
używam tutaj tego słowa, gdyż dźwięki których jest nam tu dane
doświadczyć wykraczają daleko poza ogólnie postrzeganie muzyki
jako takiej. "Zos" to pewnego rodzaju duchowa podróż w
nagłębsze otchłanie ludzkiej świadomości. Wszystko tutaj toczy
się bardzo powoli. Wielokrotnie powtarzane fragmenty hipnotyzują i
wprowadzają w stan otępienia. Są niczym plastikowa torba
zaciśnięta na naszej głowie. Początkowo zdają się być
bezbarwne i nijakie, jednak po dłuższej chwili zaczyna pojawiać
się zaniepokojenie, następnie strach, przerażenie i wizje
wykraczające poza codzienną wyobraźnię. Zaczynamy odpływać wraz
z powolnymi akordami i zauważać rzeczy o których obecności nie
mieliśmy dotąd pojęcia. Muzyka ZOS oparta jest głównie na
transie i stopniowo, krok za krokiem, budowanym klimacie niebycia.
Wokale pojawiają się tutaj w bardzo oszczędnej ilości, kiedy
jednak są, najczęściej przemawiają tajemniczym głosem, szepcząc
do ucha "czekamy na ciebie po drugiej stronie!". Na tym
albumie nie ma agresji,nie ma miłości, nie ma Boga, nie ma Szatana,
jest jedynie nieunikniona, uśmiechająca się do nas śmierć.
Bardzo dużo tu patentów wciągających niczym bagno, wtapiających
się w głowę i powodujących powolne zatracanie się w odmętach
nicości. Momentami klimat tworzony przez ZOS kojarzy mi się z
debiutem Unholy, jednak dźwięki zawarte na tym krążku są o wiele
bardziej różnorodne. W zasadzie każdy następny odsłuch tych
pięciu numerów powoduje coraz to większe od nich uzależnienie a
ich brak wywołuje narkotyczny głód. Poszczególne kompozycje są
niemal idealnie wyważone, tak aby nie nużyły lecz pozostawiały
lekki niedosyt i aby chciało się do nich wracać. Wiem, że piszę
głównie o odczuciach a mało o muzyce, jednak ten krążek, jak już
wspomniałem, to nie tylko dźwięki. Ten album jest jak zaklęcie
pod wpływem którego każdy doświadczy wrażeń o wiele bogatszych.
Po niemal genialnym albumie Whalesong Old Temple wydało kolejny
materiał który wywołał u mnie autentyczne ciarki. Jeśli szukacie
mocnych wrażeń – sięgajcie po niego bez wahania.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz