SVARTTJERN
„Shame Is Just a Word”
Soulseller Records 2020
Chociaż zespół ten nie jest tak powszechnie znany i rozpoznawalny, a ich nazwa nie jest wymawiana jednym tchem, gdy padnie hasło „norweski Black Metal”, to ten opętany czarną sztuką kwintet konsekwentnie uprawia swoje czarcie poletko i nie ogląda się na innych. W tym roku stuknęło im 17 lat siania bluźnierstwa i roznoszenia Black Metalowej zarazy (za rok będą zatem pełnoletni, he he he). Każdy z nich oczywiście uczestniczy jeszcze w innych aktach, których jednak nazw tu nie wymienię (a wierzcie mi na słowo, są one zacne), abyście na twórczość Svarttjern nie patrzyli przez pryzmat tego, co chłopaki robią w innych zespołach. Dobra, wystarczy tego pierdolenia, przechodzimy do meritum sprawy, czyli wydanego w tym roku, piątego, pełnego albumu hordy. „Shame…” to prawie 35 minut charakterystycznej dla nich, plugawej, jadowitej, Black Metalowej surowizny wymieszanej z agresywnymi, korzennymi, chropowatymi, obficie tu występującymi Thrash Metalowymi strzałami w ryj. Zespołowi nie zależy zbytnio na względach słuchaczy, nie dba o ładne dźwięki, czy przyjemne motywy. Svarttjern napierdala szczerą, bezkompromisową, wściekłą, walącą zgnilizną muzę i nie pozostawia wątpliwości, że działa tu ręka zła. Bardzo podoba mi się ta choroba zaprawiona klasycznie napierdalającą sekcją, niszczącym basem, grubymi, potężnymi wiosłami, ostrymi niczym brzytwa solówkami i ohydnymi wokalizami, a początkowy, przewijający się także nieco później w „Ta Dets Drakt” riff dojebał mi konkretnie i niech mnie dosięgnie palec boży, jeżeli jego protoplastą nie był „Immortal Rites”, wiadomo kogo. Wykonany brawurowo cover Exodus („Bounded by Blood”) również poniewiera bardzo konkretnie, idealnie wręcz pasuje i splata się z zawartością albumu. Bardzo dobra płyta, w której zespół perfekcyjnie wręcz uchwycił mroczną esencję klasycznego Black Metalu i podał ją przy pomocy nieco bardziej nowoczesnych akcentów. Takim właśnie powiewem bardziej współczesnej estetyki jest z pewnością brzmienie, które przy całej swej brudnej surowości i chłodnej nucie jest zarazem przestrzenne i mięsiste. Nie wstydźcie się zatem moi drodzy, jeżeli podobnie jak mnie spodoba Wam się ten album. Pamiętajcie bowiem: „Wstyd jest tylko Słowem”.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz