Sandbreaker
„Sandbreaker”
Defense
Rec. / Mythrone 2019
Czy wy
widzicie to samo co ja? Łódź podwodna zapierdala przez pustynię,
przebija się przez piramidy i straszy wielbłądy… Kurwa, bez jaj.
Sandbreaker mogliby z powodzeniem brać udział w konkursie na
najbardziej debilną okładkę roku i wcale nie byliby bez szans na
większy sukces. Nie opakowanie jest jednak ważne tylko zawartość
a tu żartów już nie ma. Debiutancka EP-ka Rybniczan to około
piętnastu minut i cztery utwory staroszkolnego doom/death metalu z
dużym naciskiem na ten pierwszy człon. Co prawda otwierający
wydawnictwo "Season of the Plow" zalatuje na samym początku
stonerowym feelingiem, jednak na szczęście podobnych elementów
jest tu raczej niewiele. Zdecydowanie najwięcej w muzyce zawartej na
"Sandbreaker" jest powolnego, topornego wręcz doom metalu
z głębokim, grobowym wokalem. Przepełnionego ponurą atmosferą i
odorem gnicia. Jeśli wspomniany gatunek kojarzy wam się z
melancholijnym pitoleniem, klawiszowymi pasażami czy smutnymi
akordami, to do tych utworów w ogóle możecie nie siadać. Nie
zanucicie ich bowiem pod prysznicem. Zdecydowanie bliżej im do
Winter niż do My Dying Bride. Tu poszczególne akordy są jak szlam.
Płyną powoli, toczą się niezgrabnie i początkowo wcale nie
zachęcają do spędzenia z nimi dłuższego czasu. Jest to jednak
tak mylące, jak wspomniana na początku okładka. Jeśli
przegryziemy się przez tą twardą, zewnętrzną skorupę
niedostępności, dźwięki Sandbreaker zaczynają do nas gadać
niczym posągi z muzeum potępienia. Odkrywamy prawdziwą siłę tego
materiału, jego drugie oblicze. Wciągające, hipnotyzujące a
jednocześnie nieco przerażające niczym narkotyczne wizje na złym
tripie. Zaletą "Sandbreaker" jest chyba to, że w zasadzie
mimo swojej prostoty oferuje każdemu co innego. Sprawdźcie zatem,
czy ta lodź podwodna zabierze was na dno oceanu, czy może na
szczyt Mount Everestu.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz