Hostia
"Carnivore
Carnival"
Deformeating
Prod. 2020
Są
na świecie tacy co to w każdą niedzielę łykają hostyjkę, potem
wracają grzecznie do domku i napierdalają żonę (kurwę podobno) i
bachory (zapewne zrodzone w wyniku kurwienia się przez przed chwilę
wcześniej wspomnianą) i tak seriami do kolejnej niedzieli, gdzie
znów czeka ciało pana jezuska do przyjęcia. Po co o tym piszę? A po
to że takie połączenie hostii i wpierdolu w tej chwili wylewa się z moich słuchawek. Warszawska brygada powraca własnie w nowych barwach
klubowych z nową dawką death/grindowej rozpierduchy. 17 utworów w 27
minut - to już powinno nieświadomym dać parę rzeczy do zrozumienia. "Carnivore Carnival" to jazda na pełnej pinecie od początku do końca. Bez zabawy w
podchody chłopacy nakurwiają blastami co chwilę przechodząc w
rytmiczne, bardziej death metalowe i mocno chwytliwe rytmy. Co najważniejsze goście umiom nie tylko w wyścigi, ale także w riffy i to
takie jakich nie powstydziliby się raczej choćby Jankesi z Misery Index. Każdy numer zawiera akordy kopiące po jajach i zostawiające ślad na
psychice. Jest w nich też spory groove dzięki czemu krążek ten to
creme de la creme gatunku. Uwielbiam takie połączenie brutalności i chwytliwości, gdzie muza łapie ze szmaty i ciska z całą silą o glebę,
A jak do tego dodamy mocno antyreligijny aspekt płyty przewijający się w wyrzygiwanych z niesamowitą mocą tekstach, to mi do szczęścia w
zasadzie nic więcej mi nie trzeba, Hostia wydała kolejny świetny materiał, idealny do codziennego odsłuchu a także koncertowej zabawy. Proszę o owacje na stojąco.
-jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz