niedziela, 9 sierpnia 2020

Recenzja Hostia "Carnivore Carnival"


Hostia
"Carnivore Carnival"
Deformeating Prod. 2020

Są na świecie tacy co to w każdą niedzielę łykają hostyjkę, potem wracają grzecznie do domku i napierdalają żonę (kurwę podobno) i bachory (zapewne zrodzone w wyniku kurwienia się przez przed chwilę wcześniej wspomnianą) i tak seriami do kolejnej niedzieli, gdzie znów czeka ciało pana jezuska do przyjęcia. Po co o tym piszę? A po to że takie połączenie hostii i wpierdolu w tej chwili wylewa się z moich słuchawek. Warszawska brygada powraca własnie w nowych barwach klubowych z nową dawką death/grindowej rozpierduchy. 17 utworów w 27 minut - to już powinno nieświadomym dać parę rzeczy do zrozumienia. "Carnivore Carnival" to jazda na pełnej pinecie od początku do końca. Bez zabawy w podchody chłopacy nakurwiają blastami co chwilę przechodząc w rytmiczne, bardziej death metalowe i mocno chwytliwe rytmy. Co najważniejsze goście umiom nie tylko w wyścigi, ale także w riffy i to takie jakich nie powstydziliby się raczej choćby Jankesi z Misery Index. Każdy numer zawiera akordy kopiące po jajach i zostawiające ślad na psychice. Jest w nich też spory groove dzięki czemu krążek ten to creme de la creme gatunku. Uwielbiam takie połączenie brutalności i chwytliwości, gdzie muza łapie ze szmaty i ciska z całą silą o glebę, A jak do tego dodamy mocno antyreligijny aspekt płyty przewijający się w wyrzygiwanych z niesamowitą mocą tekstach, to mi do szczęścia w zasadzie nic więcej mi nie trzeba, Hostia wydała kolejny świetny materiał, idealny do codziennego odsłuchu a także koncertowej zabawy. Proszę o owacje na stojąco.
-jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz