wtorek, 25 sierpnia 2020

Recenzja Johansson & Speckmann "The Germs of Circumstance"


Johansson & Speckmann
"The Germs of Circumstance"
Soulseller Rec. 2020

Nie, no tym jeszcze mało... Już dawno przestałem liczyć albumy, które wychodzą spod pióra Roggi, a tym bardziej ich słuchać na bieżąco. Gość układa nowe kawałki chyba w każdej pozycji – siedząc na kiblu, w drodze do warzywniaka czy na przystanku tramwajowym. Co najgorsze, każdy jego band jest w zasadzie podobny do wszystkich pozostałych. A że gość geniuszem muzycznym bynajmniej nie jest, to trafiają do mnie one nieco średnio. Coś mnie jednak tknęło, by posłuchać, cóż też wymyślili wspólnie z tym drugim mitomanem na wspólnym, piątym już (tak, kurwa, piątym! A ja dopiero co przemęczyłem się przez pierwszy) albumie. No wymyślili niewiele. Nadal grają mocno kwadratowy i do bólu przewidywalny death metal na jedno kopyto. "The Germs of Circumstances" to płyta na dosłownie jedno przesłuchanie. Niby wszystko jest tu poprawne – są żwawe tempa, jest to to rytmiczne i brzmi jak reguła nakazuje, wokal – też wiadomo... Jednak bez różnicy, czy tej płyty słuchać zgodnie z rozkładem, czy przetasować utwory, efekt jest ten sam. Po dwóch, góra trzech utworach zaczyna wiać nudą a szczęką jęczy wyczerpana ciągłym ziewaniem. Monotonia to główna wada tego materiału. Kolejne piosenki brzmią jak odbite od szablonu albo odbijane stemplem z ziemniaka. Z niemal stu procentową skutecznością jestem w stanie odgadnąć kiedy panowie przyspieszą, kiedy zwolnią i gdzie wejdzie solówka. Nie wiem, może są tacy, co lubią zgadywać co się stanie za chwilę po jednaj nutce i lubią styl tego gościa. Ja mam chyba ostatecznie dość i nieprędko sprawdzę jego kolejne wypociny w sto pięćdziesiątym siódmym zespole. Całe szczęście, że ten krążek trwa niecałe pół godziny. W innym przypadku chyba nie dotrwałbym do końca. Nuuuuuda!
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz