poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Recenzja Huoripukki "Lopun Airuet"


Huoripukki
"Lopun Airuet"
Fallen Temple 2020

Finowie z Huoripukki to nie jest zespół młody. Bawią się w swoje już od ponad dziesięciu lat, choć dotychczas nie zdecydowali się na nagranie czegoś o większej wadze niż demo czy EP-ka. Są niczym taki metalowy, osiedlowy Fafik. Idąc przez życie tu siknie, tam siknie, nigdy do końca, byle tylko zaznaczyć swój byt na scenie. Nie inaczej jest i tym razem. "Lopun Airuet" to dwa utwory, zusammen do kupy niecałe dziesięć minut muzyki. No i jak na typowego Fafika bywa Finowie nie przełamują barier, nie tworzą nowych standardów tylko grają co im na pęchęrzu, czy tam sercu zalega. A z badania moczu niezmiennie wypływa całkiem przyzwoita ilość death/black metalowego wpierdolu. Może nie takiego na najwyższych obrotach, raczej zdecydowanie stonowanego, utrzymanego w średnim tempie. Bez nadzwyczajnie chwytliwych riffów czy melodyjnych fragmentów. Za to takiego dociążonego, brudnego i kompletnie antykomercyjnego. Słychać, że chłopaki lubują się w starej szkole i jej hailują. Jest syf, chamstwo i bezpruderyjność. Jest ta pierwotna prostota i prymitywizm. Niektóre patenty zahaczają nawet z lekka o thrashowych klasyków, zatem pojawia się element skoczności i jest przy czym pomachać czupryną. Dodając do tego obskurne, przytłumione nieco brzmienie panowie z kraju o nazwie wódki wypluli bardzo solidny kawałek muzyki, aczkolwiek podejrzewam, że przeznaczony raczej dla wąskiego grona odbiorców. Świata toto nie podbije, co najwyżej oszcza kolejny krzaczek, by inne burki wiedziały, że Huoripukki tu był. Niczym Tony Halik. No i fajnie, takie rzeczy też są scenie potrzebne. Nawet jeśli spędzimy z nimi tylko kilka odsłuchów.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz