wtorek, 4 sierpnia 2020

Recenzja Koffin "Nailed Into the Coffin"


Koffin
"Nailed Into the Coffin"
Morbid Chapel Rec. 2020

Koffin to nowy nabytek krajowej Morbid Chapel Records pochodzący z Estonii. Patrząc na buźki chłopcy są dość młodzi, lecz na szczęście najwyraźniej dobrze wychowani, gdyż swoje muzyczne pasje skierowali w stronę staroszkolnego death metalu a nie w nowomodny plastik. "Nailed Into the Coffin" to intro plus cztery utwory muzyki głęboko zakorzenionej w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W zasadzie utrzymane tu zostały wszelkie podstawowe standardy charakterystyczne dla tego okresu. Brzmienie tej demówki jest czysto analogowe – ciężkie jak radziecki Kamaz i ubrudzone niczym ruski (a niech będzie tematycznie) górnik tuż po wyjściu z kopalni. Pięknie zapiaszczone gitary wycinają klasyczne riffy będący mieszanką tych rodem z Florydy jak i z kraju, gdzie perkele bynajmniej nie oznacza pełnię szczęścia. Znajdziemy tu zatem od groma ciężaru podbitego głęboko dudniącą perką, ale też kapkę charakterystycznej melodii bynajmniej nie takiej od (podobno) Chopina współczesnych czasów – Zenka M. Dość często pojawiają się tu patenty, przy których można sobie żwawo pogibać bioderkiem, choć ogólnie wiadomo, że mniej gejowskie są wymachy w lewo i prawo poplątaną grzywą. Do tego Estończycy dorzucają w gratisie głęboko rzygający wokal oraz bardzo fajnie plumkający w tle bas, który robi tu naprawdę dużą robotę. Są też i introsy – pewnikiem sample z jakichś starych filmów, a jak! Żeby nie było za słodko, zdarzają się kolegom też drobne, acz nieco wkurwiające potknięcia, takie jak choćby stukające niczym patyczki do ryżu o blat stopy, ale bez jaj... To jest staroszkolne demo a nie konkurs Eurowizji. Może nie jest to jeszcze ekstraklasa, lecz słucha się tego z dużym rozszerzeniem otworu gębowego i sporą dozą przyjemności. Jest to na pewno materiał godny uwagi i spędzenie z nim kilku chwil zapewne dla wielu nie będzie czasem straconym.
- jesusatan

1 komentarz: