MUVITIUM
„Evighetens
Cirkel…”
Purity
Through Fire 2020
Jeżeli moje drogie
dziatki, macie ochotę cofnąć się w czasie bez mała trzy dekady i
zanurzyć się w odmęty melancholijnego Black Metalu, z którego
emanuje mglisty, mistyczny, okultystyczny, leśny klimat, to polecam
Wam trzeci album Muvitium, szwedzkiego projektu prowadzonego przez
Swartadauþuz’a, czyli nieco nadpobudliwego, ale niewątpliwie
płodnego jegomościa, który tworzy w niezliczonej ilości grup, że
wymienię tylko Azelisassath, Urkaos, Greve, Mystik, Trolldom,
Tyranni, czy Bekëth Nexëhmü. Wszyscy zapewne pamiętają czasy,
gdy takie granie dosłownie zalało scenę. Niestety większość z
tych płyt nie przetrwała próby czasu, gdyż najzwyczajniej w
świecie okazało się, że są chuja warte. Kilka albumów z tego
gatunku dotąd jednak robi wrażenie i naturalne jest, że produkcje
te stały się ikonami mrocznego, atmosferycznego Black Metalu.
Myślę, że podobnie może stać się z „Evighetens…”, gdyż
produkcja to naprawdę bardzo dobra, oczywiście w swojej, dosyć
wąskiej niszy. Album ten, to prawie 43 minuty zimnego, szorstkiego,
przepełnionego ciemnością Black Metalu opartego na równej,
ciężkiej sekcji, zagęszczonych, depresyjnych riffach o norweskim
charakterze, z których emanuje melancholijna, tajemnicza aura,
jadowitych wokalizach i widmowych, zamglonych partiach parapetu. Choć
wiele elementów powtarza się tu regularnie, to autor układa je w
taki sposób, że płyty tej nie można nazwać monotonną. Materiał
ten charakteryzuje się dosyć wysoką dynamiką, instrumenty są
doskonale zrównoważone, wszystko utrzymane jest we właściwym
nastroju i odpowiedniej estetyce. Niewielu muzykom udaje się w swej
twórczości odtworzyć atmosferę Czarciego Metalu, panującą na
początku lat 90-tych, ale dla tego opętanego Szweda nie stanowi to
problemu, a do tego robi to w sposób bardzo naturalny, bez żadnej
napinki, czy parcia na old school za wszelką cenę. Choć album ten
nie wywarł na mnie jakiegoś oszałamiającego wrażenia, to śmiało
powiedzieć mogę, że „Evighetens Cirkle…” podoba mi się.
Jeżeli chodzi bowiem o Black Metal z monochromatycznym,
mistyczno-leśnym, nawiedzonym klimatem, to dawno nie słyszałem
dzieła tak spójnego, przemyślanego, a zarazem niepopadającego w
banał i pozbawionego przykrych niespodzianek. Każdy, kto tęskni za
atmosferycznym Svart Metalem starej szkoły, którego krawędzie nie
są wypolerowane, a niespiłowane rogi lśnią złowrogo może śmiało
łykać trzecią produkcję Muvitium. Reklamacji nie przewiduje się.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz