czwartek, 27 sierpnia 2020

Recenzja Shezmu "À Travers Les Lambeaux"


Shezmu
"À Travers Les Lambeaux"
Krucyator Prod. 2020

Trochę sobie poleżała u mnie ta płytka, bo listonosz spóźnił się dwa dni i wrzucił ją do skrzynki tuż po moim wyjeździe na zasłużony odpoczynek. Z tego też powodu sprawdzenie debiutu Kanadyjczyków miało miejsce nieco później niż na to liczyłem. Ale chuj z tandetnymi historyjkami z życia, gówno w sumie mającymi do rzeczy. Shezmu to trio z Quebeku grające death metal. Tak przynajmniej można powiedzieć w sporym uproszczeniu, gdyż słuchając "À Travers Les Lambeaux" co chwilę można natknąć się na odbicie w poboczne gatunki, takie jak black czy thrash metal. Nie jest to zatem death metal należący stricte do podgatunku brutalnego, choć Kanadole łoją skórę aż się krwiaki wylewają. Sporo jednak w ich muzyce elementów bardziej technicznych i wszelkiego rodzaju urozmaiceń. Potrafią rozpędzić się niczym huragan, unicestwiający wszelkie życie napotkane na swojej drodze, by po chwili przejść w punkowe, rytmiczne akordy. Tak dzieje się choćby w "Les Secrets Des Ziggourats". Panowie sporo mieszają i bardzo dobrze główkują, bo ich utwory są wciągające i bynajmniej nie jednolite. Znajdziemy w nich szczyptę war metalu i, ot tak, z drugiego bieguna, orientalny utwór akustyczny czy ambientowe zakończenie. Sposób konstruowania kompozycji i ich ubarwiania przywodzi mi natomiast na myśl norweski Diskord. Do tego dorzucony mamy w gratisie głęboki growl chwilami tylko wzbogacany przez czyste zakrzyki w Bolzerowym stylu i nieco niechlujne brzmienie, czytelne, acz nie dopieszczone. Całość trwa niewiele ponad pół godziny i mija szybko jak z chuja strzelił, przez co automatycznie chce się wcisnąć "repeat" i odbyć tą podróż ponownie, odkrywając po drodze kolejne smaczki które uprzednio przegapiliśmy. Bardzo dobry, wciągający materiał na wiele odsłuchów.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz