środa, 5 sierpnia 2020

Recenzja Martwa Aura "Morbus Animus"


Martwa Aura
"Morbus Animus"
Putrid Cult / Under The Sign of Garazel 2020

Jakieś pięć lat temu zasłuchiwałem się dość intensywnie w debiutanckim krążku Martwej Aury. Mimo iż od tamtego czasu jakoś niespecjalnie często wracałem do tego materiału, pamiętam, że był bardzo przyzwoity i dobrze wróżący na przyszłość. Czas płynie nieubłaganie i oto mamy nowy pełny album nagrany w przewietrzonym składzie. Owo wietrzenie wyszło chłopakom wyjątkowo na zdrowie, bo "Morbus Animus" to zaskakująco duży krok w rozwoju. To, co na najnowszym krążku prezentuje Martwa Aura to zupełnie nowe, o wiele bardziej dojrzałe oblicze zespołu, który już nie jest jedynie solidnym przedstawicielem polskiej sceny black metalowej, ale zaczyna świadczyć o jej sile i bez wahania otwiera przed sobą szeroko drzwi do krajowej ekstraklasy. Przede wszystkim nowy album Poznaniaków jest niezwykle agresywny, ale też klimatyczny i wciągający. Nie trzeba być wybitnie uzdolnionym by usłyszeć tu melodie kojarzące się z Mgłą (zwłaszcza w wieńczącym płytę "Ostatnia Gwiazda", gdzie wiodący riff wbija się w głowę niczym ciernie w skroń Nazareńczyka), a także Furią, lub nawet bardziej Morowe. Posłuchajcie choćby "Ślepowidzenie". Przecież ten kawałek mógłby się z powodzeniem znaleźć na "S". Owe melodie wtapiają się co raz głębiej w zwoje mózgowe a następnie wypuszczają dziwne macki powodując stopniowe ubezwłasnowolnienie słuchacza. Sporo tu transu, się da się zaprzeczyć. Panowie nie zapominają jednak o odpowiedniej dawce agresji, dzięki czemu ich muzyka pozostaje wyjątkowo jadowitym, acz wabiącym kolorystyką black metalem a nie jałowymi post popłuczynami. Każdy z zamieszczonych tu pięciu utworów jest bardzo przemyślany i poukładany, zaskakujący ciekawymi aranżacjami i zróżnicowanymi wokalami. Zadziorność, chwytliwość i melodyka zostały w nich wymieszane w idealny sposób. Co prawda brzmienie nowego materiału jest zdecydowanie bardziej czytelne niż na debiucie, lecz tak jak jestem zwolennikiem surowizny tak tu muszę przyznać, że kręcący gałkami wykonał kawał dobrej roboty. Płyta brzmi jednocześnie ciężko i przejrzyście a wszelkie niuanse są doskonale słyszalne. Słucham "Morbus Animus" już po raz -nasty i wciąż nie mam dość. Przeciwnie, za każdym razem ten album zacieśnia się wokół mojej szyi coraz mocniej. Mógłbym chyba zaryzykować stwierdzenie, że najnowsza propozycja Martwej Aury to jeden z najlepszych black metalowych spustów krajowej sceny w tym roku. Jestem megazaskoczony. Sprawdzajcie "Morbus Animus", bo to zajebisty matex.
- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz