Martwa
Aura
"Morbus
Animus"
Putrid
Cult / Under The Sign of Garazel 2020
Jakieś
pięć lat temu zasłuchiwałem się dość intensywnie w
debiutanckim krążku Martwej Aury. Mimo iż od tamtego czasu jakoś niespecjalnie często wracałem do tego materiału, pamiętam, że
był bardzo przyzwoity i dobrze wróżący na przyszłość. Czas
płynie nieubłaganie i oto mamy nowy pełny album nagrany w przewietrzonym składzie. Owo wietrzenie wyszło chłopakom
wyjątkowo na zdrowie, bo "Morbus Animus" to zaskakująco
duży krok w rozwoju. To, co na najnowszym krążku
prezentuje Martwa Aura to zupełnie nowe, o wiele bardziej dojrzałe
oblicze zespołu, który już nie jest jedynie solidnym
przedstawicielem polskiej sceny black metalowej, ale zaczyna
świadczyć o jej sile i bez wahania otwiera przed sobą szeroko
drzwi do krajowej ekstraklasy. Przede wszystkim nowy album
Poznaniaków jest niezwykle agresywny, ale też klimatyczny i
wciągający. Nie trzeba być wybitnie uzdolnionym by usłyszeć tu
melodie kojarzące się z Mgłą (zwłaszcza w wieńczącym płytę
"Ostatnia Gwiazda", gdzie wiodący riff wbija się w głowę
niczym ciernie w skroń Nazareńczyka), a także Furią, lub nawet
bardziej Morowe. Posłuchajcie choćby "Ślepowidzenie". Przecież ten kawałek mógłby się z powodzeniem znaleźć na "S".
Owe melodie wtapiają się co raz głębiej w zwoje mózgowe a
następnie wypuszczają dziwne macki powodując stopniowe
ubezwłasnowolnienie słuchacza. Sporo tu transu, się da się
zaprzeczyć. Panowie nie zapominają jednak o odpowiedniej dawce
agresji, dzięki czemu ich muzyka pozostaje wyjątkowo jadowitym, acz
wabiącym kolorystyką black metalem a nie jałowymi post
popłuczynami. Każdy z zamieszczonych tu pięciu utworów jest
bardzo przemyślany i poukładany, zaskakujący ciekawymi aranżacjami
i zróżnicowanymi wokalami. Zadziorność, chwytliwość i melodyka
zostały w nich wymieszane w idealny sposób. Co prawda brzmienie
nowego materiału jest zdecydowanie bardziej czytelne niż na
debiucie, lecz tak jak jestem zwolennikiem surowizny tak tu muszę
przyznać, że kręcący gałkami wykonał kawał dobrej roboty.
Płyta brzmi jednocześnie ciężko i przejrzyście a wszelkie
niuanse są doskonale słyszalne. Słucham "Morbus Animus"
już po raz -nasty i wciąż nie mam dość. Przeciwnie, za każdym
razem ten album zacieśnia się wokół mojej szyi coraz mocniej. Mógłbym chyba zaryzykować stwierdzenie, że najnowsza propozycja Martwej Aury to
jeden z najlepszych black metalowych spustów krajowej sceny w tym
roku. Jestem megazaskoczony. Sprawdzajcie "Morbus Animus",
bo to zajebisty matex.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz